Ezio Auditore da Firenze
Maestro d'Assasino de l'Italia
34
Cibernatore
Wciąż pamiętasz pióra Petruccia, które znajdowałeś z takim trudem na oświetlonych jasnymi, ciepłymi promieniami słońca dachach florenckich domów, ostatnie oskarżenia Giovanniego - pogrzebanego obok Federica i najmłodszego dziecka - u brzegów rzeki Arno, wychudzone ciało matki wciąż płaczącej przy łóżku i niezdolnej do jakiegokolwiek ruchu. W twoich uszach wciąż dźwięczy leniwy, marudny głos Claudii, która na oczach jedynego brata z kłopotliwego dziecka zmieniła się w użyteczną burdelmamę i pomocnicę zakonu - w końcu to ona cię zastępowała przez rok, kiedy wyjeżdżałeś w poszukiwaniu zrozumienia. Śmierć Cristiny Vespucci nauczyła cię, że w życiu nie ma nic pewnego, a wszyscy są śmiertelni...Teraz...
Czym właściwie jesteś teraz? Ty, przystojny, szanowany asasyn, który w przerwach między przeżywaniem swojego życia na nowo (po każdym uruchomieniu Brotherhood przez Zandera, oczywiście) nie może się opędzić od kobiet, pali, pije jak każdy inny obywatel, śpi, czyta Poego, a nawet fascynuje się kinem i lubi od czasu do czasu posłuchać Broken Iris.
Czym teraz jesteś?
A może raczej...
Kim?
Na to pytanie trudno ci odpowiedzieć - zimne, nowoczesne budynki Cybernatora w niczym nie przypominają Firenze, żadna z kobiet, które spotykasz, bella madonna a tua, nie potrafi zagłuszyć narastających w tobie głuchych, pełnych niepokoju pytań. Bierzesz głęboki wdech, sięgasz po kieliszek wina. Kilka minut później dzwoni twoja kolejna kochanka z informacją, że nie przyjdzie, gdyż jest chora. Zamykasz oczy. Gorące słońce pada na twoją twarz. Chyba...chyba podświadomie tęsknisz do domu, dałbyś milion florenów, żeby znaleźć się ponownie - jako malutkie dziecko - pod kuratelą rodziców, jak orle pisklę, które dopiero uczy się latać.
To nie jest to dobre życie, którego życzył ci Federico na dachu Santa Maria del Fiore.
Zdecydowanie nie.
***
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, zmieniłam jednak Altaira na Ezia, bo - jak zwrócono mi uwagę -chyba rozminęłam się z powołaniem. xD Po włosku kolejno: Florencji, piękne kobiety dla ciebie. Obrazek z Pinteresta, artysta nieznany. Cytat pochodzi od samego Ezia z Brotherhooda, napis: "bracia i siostry" prowadzi do powiązań, kontakt : 42127244 albo ladywithinlight@gmail.com
WĄTKI: AVELINE DE GRANDPRE, BRYNJOLF (2/2)
[Cześć! Miło widzieć "nową" postać na Cybernatorze :) Sprawdziłam kartę i cieszę się, że ją umieściłaś choć następnym razem proszę o sygnał. Ezio jest przedstawiony naprawdę miło i w sumie ciekawie, że on nie przyjął się w Cybernatorze bo chyba mu najbliżej do rozrywek tego wirtualnego miasta :D
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz miejsce na wątek to daj znać - wymyślimy jakąś akcję z Cashem.
P.S. Imię głównego bohatera bloga to Zander nie Xander :D]
Cash
Aveline przez moment siedziała w łazience, na brzegu wanny, z twarzą ukrytą w dłoniach. Była silną kobietą, musiała się pozbierać, dać sobie radę. Nie mogła okazywać słabości światu, a jednak… cholera, przecież nie była robotem. Była żywą, czującą kobietą, niedoszłą ofiarą gwałtu.
OdpowiedzUsuńInne dziewczyny zbierały się po tym miesiącami. Ona musiała już teraz.
Wzięła kilka głębokich wdechów, nim podniosła się i wyszła z łazienki. Chciała zapewnić Ezia, że da radę dokończyć zadanie, które zostało jej zlecone. Ale wszystko, cholera jasna, prysło jak pierdzielona bańka mydlana, kiedy tylko on do niej podszedł.
Westchnęła głęboko nim podniosła głowę i spojrzała w jego ciemne oczy. Przygryzła na moment dolną wargę. Cholera jasna, czy nadal będzie umiała być twarda, kiedy patrzył będzie na nią… w taki sposób?
- Jestem w stanie dokończyć to zadanie, Mentor – odparła twardo, chociaż również i sama siebie przekonywała do tego.
Przesunęła delikatnie kciukiem po jego dłoni, był to chyba pierwszy czuły gest, jaki mu okazała. Spojrzała w dół, nim raz jeszcze zajrzała w jego twarz i pokręciła lekko głową, zniżając głos niemalże do szeptu:
- Nie musisz się o mnie martwić, Ezio.
Aveline
Aveline westchnęła głęboko, ale nie miała ochoty się kłócić z Auditore. Dlatego zaczekała aż wróci, nie zabraniając mu swobodnie urzędować we własnej kuchni. Stanęła przy fortepianie i skrzyżowała ramiona pod biustem, opuszczając głowę. Przed oczami wciąż miała tego mężczyznę, który usiłował pozbawić ją ubrań i jego szelmowski uśmieszek.
OdpowiedzUsuńCholera jasna, czy nigdy się nie pozbędzie jego obrazu ze swojej głowy?
Podniosła wzrok, gdy Ezio wrócił do salonu z dwoma napojami. Odeszła kawałek od fortepianu i wpadła od razu w jego ramiona, zdumiona niespodziewanie tą nagłą czułością. Zamknęła jednak po chwili oczy i wtuliła się.
Zadziwiające, jak bardzo potrzebowała męskiego wsparcia.
Skinęła głową i usiadła na sofie, chwytając w dłoń szklankę z napojem. Przez pewien czas jeszcze milczała, lecz wraz z kolejnymi łykami – jak się okazało – cholernie mocnego trunku, jej język się rozwiązywał i mówiła. Może nie z uśmiechem, nie śmiejąc się, jak to miała w zwyczaju, ale mówiła.
- Dobrze, że tam wtedy byłeś Ezio – powiedziała mu w końcu. – Dobrze, że to akurat ty tam byłeś. Może to tak nie wygląda, ale… lubię cię, chociaż nie znam cię zbyt długo i zbyt dobrze. – Uśmiechnęła się sama do siebie. – Inaczej w sumie nie odstawiłabym takiej szopki w La Volpe Addormentata. Ty byłeś idealny.
Dała się pociągnąć do sypialni, chociaż nie do końca kojarząc i rozumiejąc, co się wokół niej w zasadzie dzieje. Dopiero kiedy dostała w twarz poduszką, jakby zrozumiała, w co powinna grać i z uśmiechem wymalowanym na ustach chwyciła poduszkę, którą właśnie oberwała i odrzuciła ją w stronę Ezia.
OdpowiedzUsuńNawet nie spostrzegła się, kiedy oboje znaleźli się na łóżku, co prawda w jakiejś odległości od siebie, obrzucając się poduszkami jak małe dzieci, nie jak dwójka dorosłych morderców. Śmiejąc się w głos jak para przyjaciół.
Starszy? Rudy? Na te słowa Nord uśmiechnął się nieco szerzej, z rozbawienia. Czyżby był już aż tak stary? To takie przykre, że zaraz się popłacze, a potem uda się do Świątyni Mary i odda wszystkie swoje dobra potrzebującym. Młody mężczyzna wydawał się naprawdę pewny siebie, ta cecha była przywarą głupców, bądź doświadczonych. Brynjolf liczył, że ma przed sobą ten drugi typ, wtedy współpraca, na jaką liczył, szła by gładko, płynnie. W przypadku głupca najpierw musiałby nauczyć go podstawowych zasad życia, a na to zdecydowanie nie miał ochoty.
OdpowiedzUsuńKolejne słowa młodzika, jednak utwierdziły rudowłosego, iż ma przed sobą mądrą osobę a nie idiotę o jakich łatwo nawet w tym świecie. Jakby każdy żebrak i pastuch mógł trafić do Cybertronu. Doprawdy godne pożałowania, ich nie da się nawet obrabować! Zwyczajnie nie ma z czego.
- Sprytnyś – mruknął, nieco zmniejszając swój uśmiech. Nie należał do wielkich mówców, wysławiał się jak przeciętny Nord, zwięźle. – Oferuję Ci możliwość stworzenia podziemnego imperium, lepiej trzymania w szachu wszystkich tłustych bogaczy. Widzę w tobie talent, Młody. Talent, którego grzech zmarnować – dodał krzyżując dłonie na torsie. Deszcz mu nie przeszkadzał, w Szczurzych Norach było więcej wilgoci w ich spichlerzu, niż podczas tej jakże groźnej dla przydługich włosów ulewy. Brynjolf nie wyglądał drapieżnie. Wyglądał jak zwykły średniowieczny złodziej, który właśnie biadoli o interesach, tak jak w Pękninie, kiedy Dovhakinwszedł do karczmy. No może wyłączając deszcz.
Brynjolf
Śmiała się w głos, zapominając o całym bożym świecie. O tym, że gdzieś tam są mężczyźni, którym musi odebrać życie, o tym, że nie tak dawno jeszcze próbowano ją boleśnie skrzywdzić, o tym, że winna zachować trzeźwość umysłu zawsze i wszędzie, bo wróg mógł uderzyć zawsze – szczególnie w momencie, w którym najmniej by się tego spodziewali.
OdpowiedzUsuńOstatni rzut trafił Ezia prosto w twarz, a ten najwidoczniej chciał się podnieść i przyłożyć jej swoją poduszką, z tym, że Aveline zrobiła unik i stało się tak, że wylądowali na łóżku – ona pod spodem, on górował nad nią.
Przez moment jeszcze się śmiała, ale za chwilę umilkła, mimo iż na jej twarzy widniał delikatny uśmieszek. Który powoli zanikał, gdy tak wpatrywała się w ciemne oczy Włocha, swojego mistrza…
- Ezio… - zdążyła tylko wyszeptać, nim ten wpił się w jej wargi.
A jej nawet przez myśl nie przeszło, aby zaprotestować. Zamknęła oczy i oddała mu tę czułość, którą ją obdarowywał. Jej dłoń powędrowała do jego ciemnych włosów, mierzwiąc je lekko. Niespodziewanie poczuła się tak… lekko. Tak, jak już dawno się nie czuła. Pogłębiła ich namiętność, drugą ręką wędrując ku jego plecom, po których delikatnie przesunęła paznokciami, co miało wywołać u mężczyzny przyjemny dreszcz i… może poniekąd – podniecenie.
Miał rację, na to, co się działo między nimi, nie trzeba było używać słów. W zasadzie… popsułyby cały efekt, całe napięcie, które się między nimi pojawiło z jakiegoś niewiadomego powodu. Może to była sprawa silnego alkoholu – a może po prostu od samego początku coś było między nimi na rzeczy, tylko Aveline jawnie to ignorowała.
OdpowiedzUsuńA może… Mistrz postanowił tylko zabawić się jej kosztem.
Nie, nie chciała tak nawet myśleć, gdy oddawała jego pocałunki. Gdy minął jej wargi, by zniżyć się w stronę szyi. Jego oddech łaskotał jej delikatną skórę, a z jej warg wydobyło się ciche, przepełnione rozkoszą westchnięcie, gdy musnął tak wrażliwe miejsce. Jej palce zacisnęły się i na włosach, i na plecach mężczyzny, drapiąc go tym samym delikatnie, a swoją lewą nogę splotła z jego prawą.
Z jej warg wydobywały się coraz głośniejsze i śmielsze westchnienia przemieszane z pojękiwaniami. Momentami zagryzała dolną wargę, aby stłumić głośniejszy dźwięk, aczkolwiek nie było przecież takiej potrzeby. Byli tutaj sami. W całym domu…
Zamknęła oczy i odchyliła głowę jeszcze bardziej w tył, zezwalając mu na prowadzenie gry, której się podjął. Na swojej własnej skórze poczuła wciąż rosnące w nim podniecenie – i powinna była przerwać tą zabawę, gdyby nie fakt, że nie potrafiła.
Pragnęła go. Chciała poczuć dotyk jego skóry na własnej skórze, chciała poczuć go w sobie i przekonać się, czy faktycznie zasłużył na swoją sławę, ale…
Właśnie. Jego sława. Aveline nie chciała przecież wyjść na tak naiwną, jak dziewczyny, które już posiadał. Jeśli miała więc też pozbawić się bliskości mężczyzny… czy zrobiłaby to?
- Nie – wyszeptała w końcu, mimo rosnącego w niej podniecenia i fali gorąca, która nagle nią wstrząsnęła. – Nie możemy – mówiła dalej, chociaż wątpiła, że jej wierzył. – To zbyt szybko…
Aveline odwzajemniła jeszcze tą ostatnią czułość, którą ją obdarował, po czym podniosła się do siadu i oparła plecami o łóżko. Podciągnęła kolana pod piersi, zamknęła oczy i westchnęła głęboko.
OdpowiedzUsuńCo ty w zasadzie najlepszego odpieprzasz, Aveline? Pakujesz się w morderstwo, handel żywym towarem, zaskakuje cię jakiś napalony imbecyl, a po chwili prawie lądujesz w łóżku z włoskim mentorem Asasynów. Co ty najlepszego odpierdalasz?
Podniosła głowę, gdy Ezio wrócił z dwiema szklankami rumu. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy zobaczyła sporawy problem, z którym musiał uporać się – niestety dla niego – sam. Wzięła w dłoń szklankę i upiła łyk, gdy wzniósł toast. Ale jakoś nie miała ochoty już wypić więcej.
- Myślę, że powinniśmy się położyć – wypaliła nagle. – Przed nami pracowite dni, mamy dwa cele do zlikwidowania. Trzeba będzie doprecyzować plan, aby nie pojawiły się żadne niespodzianki. Takie jak dzisiaj.
Plan został przyjęty, a Aveline jeszcze tego dnia musiała udać się do sklepu. Nie miała aż taki rzeczy, aby były wygodne i seksowne jednocześnie, trochę jej jednak do prostytutki brakowało. I w ten sposób wieczorem stała przed drzwiami, ubrana w szorty odsłaniające połowę pośladków i bluzkę na ramiączkach. Strój był tak cholernie skromny i niekorzystny, że musiała pozbawić się każdej broni i była zmuszona przymocować ukryte ostrze do lżejszego materiału, a tenże materiał ukryła jeszcze pod rękawiczkami. Kilka razy przetestowała działanie mechanizmu. Nie podobał jej się, ale skoro nie było innego wyjścia…
OdpowiedzUsuńUbrała również długie buty bez obcasów, za to z frędzlami, żeby w razie czego były wygodne – chociaż podejrzewała, że i tak będzie musiała je zdjąć przy wejściu do zakichanej posiadłości swojego celu. To nieważne.
Dotarła tam po jakimś czasie podróży taksówką. Jak przypuszczać mogła, Ezio też gdzieś już tam był, aczkolwiek do tej pory go nie zauważyła. W końcu mieli chować się w widocznym miejscu… mogłaby wykorzystać wzrok orła, ale na razie nie czuła takiej potrzeby. Weszła więc w grupkę prostytutek, które najwidoczniej na nią czekały, a później wszystkie razem weszły do środka posiadłości.
To kompletnie nie były klimaty Aveline, zdecydowanie bardziej wolała zmaganie się z krokodylami niż chodzenie po drewnianej konstrukcji z mnóstwem przesuwanych drzwi i ludźmi chodzącymi boso, z jakiejś nieznanej jej przyczyny. Litości, robić sobie Japonię w Cybernatorze…
Przemieszczały się powoli. Aveline widziała niektórych strażników, którzy ulegali czarowi pięknych dziewcząt i postanowili czasem odstąpić od swojej służby. Tym lepiej. Im głębiej wchodziła, tym więcej było ludzi. Zdawać się mogło, że wprosiła się na jakąś większą imprezę. Cóż, szkoda tylko, że jej organizator nie dożyje do jej końca. Tylko… gdzie on, do cholery, jest?
Odpowiedź przyszła szybciej, niż dziewczyna się spodziewała. Jęki jakiejś widocznie spełnionej kobiety ucichły, a z – jak się okazało – łaźni, wyszedł mężczyzna o japońskich rysach twarzy. Po użyciu wzroku orła mogła dostrzec, że jest to właśnie jej cel – Hirata. Gdzieś zamigotała również i inna osoba, którą najwidoczniej był Ezio. A więc kręcił się tutaj po okolicy, w razie czego.
Hirata warknął coś i do pomieszczenia weszła kolejna dziewczyna, za którą zatrzasnęły się drzwi. Ciekawe, że postanowił brać każdą po kolei, a nie urządzić sobie beztroską orgię. W sumie może lepiej czasem nie wchodzić w umysł takiego człowieka. Tym lepiej dla niej.
Było lepiej… dopóki nie poczuła czyjegoś uścisku na swoim pośladku. Odwróciła się, zagryzając dolną wargę. Była gotowa mu przyłożyć, ale… nie mogła. Musiała uśmiechnąć się i zachowywać, jakby właśnie dostrzegła okazję.
- Pierwszy raz cię tu widzę – powiedział mężczyzna. – Jesteś nowa?
- Tak. Madame Paola stwierdziła, że najwyższy czas, abym weszła na… nieco wyższy szczebel swojej kariery – powiedziała i puściła mu oczko, delikatnie zjeżdżając dłonią po jego torsie w dół. Poczuła rosnące w mężczyźnie podniecenie.
- Sam się chętnie przekonam, czy jesteś już na to gotowa – mruknął i wpił się w jej wargi, popychając ją już ku ścianie. Przez pierwsze kilka sekund ulegała mu, pozwalając na sprowadzenie się właśnie w tamtą stronę. Ale… właśnie ucichły kolejne jęki z łaźni, w której był Hirata.
Cholera.
- Może innym razem, monsieur – wyszeptała Aveline i chciała go odepchnąć, ale on złapał ją za rękę, gdy już odchodziła.
Usuń- Dokąd to… nie mam zamiaru cię dzisiaj puścić.
- Pardon-moi, monsieur… - próbowała delikatnie. Naprawdę delikatnie. Ale już za moment tamte drzwi się otworzą… kto wie, ile jest jeszcze w stanie przyjąć tamten zboczony Japończyk. – Muszę…
- Zająć się mną, koniecznie – warknął, miażdżąc ją w żelaznym uścisku niespodziewanie. Nie brzmiało to już jak prośba. – Dzisiaj należeć będziesz do mnie – mówił, jakby już ją wykupił, już ją posiadł. Po czym zaczął zachłannie całować jej szyję, a potem piersi, starając się rozpiąć jej szorty.
Rozejrzała się. Nikt nie widział szamoczącej się ze sobą pary. Musi zaryzykować.
Wbiła ukryte ostrze w jego ciało, a jego uścisk momentalnie się rozluźnił. Traf chciał, że właśnie jedna z dziewczyn, która najwidoczniej nie należała do Paoli, zauważyła tą scenę i… wrzasnęła. A w tym momencie otworzyły się drzwi do łaźni, w których stanął Hirata. I mierzył spojrzeniem Aveline, z mężczyzną leżącym u jej stóp w powiększającej się kałuży krwi.
Merde…
Oboje zerwali się dosłownie w tym samym momencie. Hirata podniósł alarm, a za nim biegła Aveline po labiryncie korytarzy. Za nią powstał już spory ogon strażników, a ona nie miała nawet możliwości ich zgubienia. Musiała skupić się na dogonieniu celu, inaczej…
Ktoś właśnie wystrzelił w jej stronę. Kurwa! Syknęła cicho i starała się jeszcze bardziej przyspieszyć, przeskakując kolejne rzeczy, które zrzucał jej cel, aby tylko utrudnić jej pogoń. Wybiegli na ogród, który prowadził… w stronę bramy, a jej cel miał zamiar przebiec obok altanki. Wskoczyła na jej dach po ustawionych obok niej beczkach, po czym zeskoczyła… wprost na niego, wbijając ukryte ostrze w jego szyję.
- Reponse en paix – powiedziała tylko cicho, po czym obejrzała się na zbliżających się strażników i podniosła się czym prędzej, aby przeskoczyć przez bramę i wskoczyć do pierwszej lepszej taksówki.
Oddychała głęboko, gdy mężczyzna wiózł ją do domu. Teraz może być już tylko lepiej. Oby…
W domu ściągnęła rękawiczki wraz z ukrytym ostrzem i zostawiła je w łazience. Zmyła krew z nadgarstka, która tam pozostała i roztrzepała swoje włosy, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, gdy oparła się o umywalkę. Czuła, że wykonała zadanie w najgorszy z możliwych sposobów. Ale, do cholery, inaczej nie byłoby możliwości, aby wykończyć drugi cel.
OdpowiedzUsuńWeszła do sypialni, aby zabrać ubrania i później się przemyć po misji, ale w tym momencie usłyszała trzask drzwi, a potem wrzask. Ezio. Cholera jasna. Że też nie mógł odpuścić.
Wyrwała mu się i stanęła kilka kroków dalej od niego. Może i nie dostała nigdy rangi wielkiego mistrza, może nigdy nie prowadziła Asasynów, ale, do cholery, wymagała do siebie więcej szacunku niż potrząsanie ją po zadaniu, w które w ogóle nie musiała się mieszać.
- Najwidoczniej twój genialny plan wcale nie był taki genialny, Mentor! – odkrzyknęła mu, ironicznie podkreślając ostatnie słowo. – Trzeba było samemu wykończyć cel, a nie bać się brudzić sobie ręce! – wrzasnęła mu prosto w twarz, marszcząc przy tym gniewnie brwi. – Następny cel wykańczasz sam, a teraz wynoś się z mojego domu! – odeszła parę kroków w stronę drzwi i wskazała ręką na korytarz.
Aveline sama ledwie posiadała się ze wściekłości. Patrzyła na niego wyniośle, jakby to zupełnie nie była jej wina, że spierdoliła sprawę po całości. Bo przyznać przed sobą się mogła, że tak właśnie było – spieprzyła. Ale nie sama. On również jej nie pomógł, chociaż, cholera jasna, był na miejscu.
OdpowiedzUsuń- Skoro Hirata był takim łatwym celem, dlaczego od samego początku szukałeś baranów, aby się nimi posłużyć?! Po to, żeby nachodzić mnie w MOIM domu i wrzeszczeć na mnie, że zjebałam?! Plan BYŁBY dobry, gdybyś nie zostawiał mnie SAMEJ na pastwę ochroniarzy! Widziałeś w ogóle, co się tam działo?! Bo mam wrażenie, że poszedłeś tam sobie tylko poobmacywać ładne i łatwe panienki! Casse-toi, powiedziałam! – wrzasnęła, po czym sama wyszła, trzaskając drzwiami od sypialni.
Chciała. Naprawdę chciała. Ale nie potrafiła. I nim zdążyła się pohamować, jej ręka jakby sama wymierzyła siarczysty policzek Eziowi. W Asasynce aż wrzało. Nie dość, że uważał ją za jakąś pokrakę, która sama nie potrafi wykonać dobrze misji, to jeszcze zarzucał jej, cholera jasna, że jest jakąś tanią, łatwą dziwką! Kurwa mać!
OdpowiedzUsuńZresztą, jeśli nawet chciałaby pójść z kimś do łóżka, co mu do tego? Był tylko jakimś pieprzonym włoskim mentorem. Nawet nie JEJ mentorem! JEJ Mentor popełnił samobójstwo, była winna lojalność tylko Agate, której zresztą nawet nie dotrzymała – i wyszła na tym lepiej! On NIC do niej nie miał!
Patrzyła na niego z jawną nienawiścią w oczach, gdy znów odwracał twarz w jej stronę. Wysyczała przez zęby:
- Nigdy. Nigdy nie waż się mówić o mnie w ten sposób.
Zaskoczył ją tym nagłym ruchem. Nie spodziewała się, że może zostać przygwożdżona przez niego do ściany, z rękoma po bokach swojej twarzy, aby nie wyrwać się i nie powtórzyć tego, co zrobiła przed chwilą.
OdpowiedzUsuńCzy żałowała tego? Nie. W żadnym calu – nie. Zasłużył na to, aby go uderzyła, za takie chamstwo i oszczerstwo, jakim ją obdarował. Ona, kurwa mać, naraża życie dla niego, jego kaprysów i misji, naraża też swoje dobre imię, bo mimo wszystko, któryś z tamtych mężczyzn mógł ją równie dobrze zgwałcić, a nie zawsze jest się w stanie wyszarpnąć ze szponów wroga. I co by było wtedy? Marne przeprosiny, wyrzuty sumienia? Na co jej to by było?
Próbowała się wyszarpnąć. Raz i drugi. Ale jego uchwyt był zbyt silny, dlatego po prostu patrzyła mu w oczy, gdy tak darzył ją nienawistnym spojrzeniem i syczał przez zęby niczym jadowita żmija ostrzegająca, że jest w stanie ukąsić – i to ze skutkiem śmiertelnym.
Oddychała płytko i głośno, jej piersi unosiły się i opadały szybko pod wpływem emocji. Chciała móc mu odpowiedzieć, ale nic w tym momencie nie przychodziło jej do głowy. Poza tym, jego słowa, aby nie narażała również siebie… coś kazało jej myśleć, że mimo wszystko zależy mu też bezpośrednio na niej, nie tylko na dobru Bractwa.
Ta myśl dziwnie uspokoiła kobietę, a jej ostre jak brzytwa dotąd spojrzenie nagle zelżało. Jej oddech stał się również głębszy i spokojniejszy. Być może naprawdę mu zależało, i to nie tylko na samym Bractwie. Fakt, popełniła błąd, który trzeba będzie naprawić, ale… kiedy tak naprawdę ich misje szły zgodnie z całym planem?
Jeszcze przez moment nie mówiła nic, patrząc na jego twarz wyrażającą szczerą nienawiść. Nienawiść, która, chciała w to wierzyć, pojawiła się tylko w trosce o nią samą…
Cholera.
Przygryzła dolną wargę na moment, a w kolejnej sekundzie wpijała się już w jego wargi. Z niemałą pasją i namiętnością, nie dbając o to, że może ją odtrącić.
Robiła to, co podpowiadał jej instynkt. Zawsze. I zawsze wychodziło jej to na dobre.
Oprał się plecami o mur, jaki stał tuż za nim. Na jego twarzy nie było specjalnej powagi, raczej codzienna mina wyrażająca swoistą ignorancję. Delikatny uśmiech i zmarszczone brwi, pod którymi znajdowały się przymrużone, błękitne oczy. Nie wyglądał ani groźne, ani jak bezbronny starzec. Gdyby nie jego zbroja gildii wyglądałby zapewne wyglądałby jak najzwyklejszy biznesmen. Pokręcił nieznacznie głową, słysząc odmowę Włocha. Nie dlatego, że był zawiedziony, przeciwnie. Nie chciał robić z niego złodzieja, był tego pewien w momencie gdy ujrzał błysk ostrza. Co prawda nie był fanem bratnia się z zabójcami, jednakże w Skyrim układ z Mrocznym Bractwem wyszedł im na dobre. Oboje zostawiali swoje kontakty w spokoju i wymieniali informacjami w potrzebie. Czasy były ciężkie, a tutaj jest nawet gorzej. Żadnych podziemnych szajek, znaków cienia, kompletnie nic. Wszystko trzeba stworzyć od zera. Kiedy już się uda nawet zwykłego jabłka nikt nie odważy się ukraść bez zgody Gildii.
OdpowiedzUsuń- Cóż, z daleka wyglądałeś na gówniarza, ale nie chciałem zrobić z Ciebie złodzieja - odpowiedział krzyżując ręce na torsie. - Twoje błyskotki wyskakujące z rękawa raczej nie pomagają uciec nie zauważonym z domu, nie sądzisz? - dodał unosząc jedną brew ku górze. Paplaninę o sprawiedliwości zignorował. Ta raczej niespecjalnie go ignorowała. Jedynie ograniczała człowieka, odbierała mu możliwość zabawy i zysku. To co ktoś zdobył w pocie czoła można zabrać w pięć sekund. Więcej zasad nie potrzebował. Jedynym miejscem, w którym istniały dla niego jakieś zasady przyzwoitości była Gildia- wobec jej członków i partnerów zawsze był uczciwy (oczywiście nie licząc zdradzieckich paserów, których zdarzyło się parę razy zastraszyć, z nożem przy gardle lepiej współpracowali).
Przez chwilę przyglądał się poczynaniom Ezia, z delikatnym zdziwieniem na twarzy. Cóż, te poszukiwania nie wyglądały jakoś profesjonalnie. Nordowi to nie przeszkadzało, nie miał ku temu powodów. Miał to zwyczajnie gdzieś, bardziej interesowało go to, czego tak bardzo szukał. Jego mina nie ukrywała raczej lekkiego zdziwienia, kiedy ostrze nagle wbiło się niedaleko głowy Bryna. Miał nadzieję, że nie było to spowodowane słabym okiem assasyna a czymś innym…
Oh, współpraca. To brzmiało naprawdę dobrze. Zaraz ironiczna mina powróciła na oblicze rudowłosego. Wziął ostrze w dłoń, po czym schował je do cholewki w bucie. Na znak przyjęcia współpracy.
- Burdel? I tak bym odmówił, nie ufam tym niuniom, są jak sępy. Jedyne co je od nich różni to obiekt polowań. Niunie wolą kasę - wyjaśnił odchodząc od ściany. Nordowi deszcz nie przeszkadzał, niska temperatura tym bardziej. Jego ojczyzna nie słynęła z ciepłego słońca i przyjaznego klimatu, przeciwnie. W Skyrim nawet starcy po sześćdziesiątce wędrowali dziesiątki metrów z kopalni do domu oraz na odwrót. Reumatyzm ani angina nie groziły złodziejowi. Jednakże miał wątpliwości co do odporności Auditore.
- Proponowałbym udać się kanałami do mojej….Nory, przynajmniej nie nabawisz się kataru - zakomunikował po chwili, stając jedną stopą na właz do ścieków. Zdążył już poznać kanalizację równie dobrze jak Szczurze Nory w Pękninie, z zamkniętymi oczami trafiłby do swojego domu.
Brynjolf
Rano wszystko było idealnie. Ezio dotrzymał słowa, za co Aveline nagrodziła go później czułym pocałunkiem.
OdpowiedzUsuńWszystko się jednak zmieniło, kiedy wyszli z sypialni, Aveline aby się ubrać i naszykować, Ezio, aby spróbować zaplanować jakiś zamach na ich trzeci cel. Gdy wróciła do niego, już w przetartych dżinsach i czarnej bluzeczce z koronką na ramionach i barkach, zabrała laptop i bez słowa najwidoczniej zaczęła czegoś szukać.
Nie musiała długo.
Za moment podała Eziowi laptopa z otworzoną stroną, na której była wiadomość, że oto właśnie właściciel domu publicznego zniknął, a sam burdel jest aktualnie w rozsypce.
- Zabawa więc zaczyna się od nowa – westchnęła Aveline. Będzie musiała pogrzebać w aktach policji, żeby go znaleźć. Porozmawiać z ostatnimi osobami, które go widziały. Co gorsza, nie mogła po prostu rozesłać jego zdjęć, bo... mógłby być teraz wszędzie. I uciec jeszcze dalej. Cholera.
Aveline za punkt honoru wzieła sobie znalezienie tego łajdaka, Butlera. Ona go wypłoszyła, ona go znajdzie i ona go zabije. Koniec, kropka. Od tamtego momentu nie odzywała się do Ezia, a on zapewne też chciał uszanować jej samodzielność i odpowiednie działanie. Albo uznał, że sama się do niego odezwie, jak będzie coś miała.
OdpowiedzUsuńOtóż nie. Trochę to trwało, nim zdążyła dowiedzieć się, gdzie ta cholera przebywa. Otoczony, jak zwykle, żywym towarem, kobietami, które zmuszał do prostytucji.
Sama więc przebierając się za jedną prostytutkę, postanowiła się tam zbliżyć. Oczywiście, nie dając nikomu, oprócz swojej przyjaciółki, Elise Lafleur, wiadomości, gdzie w ogóle się udaje. I w jakim celu.
Wszystko przebiegało zgodnie z planem, idealnie. Przedostała się do budynku, w którym zabarykadował się Butler. Zadelegowała się jako "nowa", a nowe, zgodnie z planem, najpierw muszą zameldować się u właściciela.
Dlatego też tam się udała, a za nią zamknęły się drzwi. Stała teraz oko w oko z samym Butlerem – chociaż to może przesadzona kwestia, bo mężczyzna stał tyłem do niej, a przodem do okna. Udawała przestraszoną kobietę, która tylko chciała uczciwie i dobrze zarobić.
Lecz wszystko posypało się w momencie, w którym się do niej odwrócił.
Najpierw w jego oczach wymalowany był strach, ale potem – zadziwiająca satysfakcja, szelmowski uśmieszek błąkał się na jego ustach.
Najwyższa pora na uczciwą pracę, Aveline de Grandpre. Ochrona!
Aveline syknęła i rzuciła się w jego stronę z wyciągniętym ukrytym ostrzem, ale, Mon Dieu, ochroniarze wparowali z takim impetem i taką siłą, że chwycili ją za ramiona, odciągając od swojego szefa.
Butler przeszedł spokojnie po pomieszczeniu, po czym chwycił w dłoń jej podbródek, zaglądając w oczy, w których płonęła wręcz nienawiść.
A było tak blisko... - westchnął. - Szkoda, prawda? Ale, naprawdę, myslałaś, że się nie domyślę, że za tym wszystkim stoją Asasyni? Tym bardziej, że ostatnia akcja przybrała... dość nieprzewidywalny obrót spraw. Ale... czy to źle dla mnie? - uśmiechnął się i, co zaskoczyło najwidoczniej nie tylko Aveline, pocałował ją z niemałym pożądaniem, wsuwając między jej usta jęzk.
Odsunął się z szerokim uśmiechem od osłupiałej Asasynki.
Enculé – syknęła jedynie, nie mogąc nic zrobić. Nie potrafiła wyrwać się z aż tak silnego uścisku ochrony.
Idźcie, wydajcie ją na chrzest. A później, gdy już ją złamiecie, przyprowadźcie ją mnie. Nauczę cię parę sztuczek, malutka... Będzie moją najbardziej dochodową dziwką.
Ochrona wyprowadziła ją z pokoju, mimo szarpaniny i bluźnierstw Aveline. Butler tylko uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się, że z Asasynów może być taki pożytek... A tu proszę, proszę... Jeszcze mu się odpłacą. I to z nawiązką.
Myślała, że naprawdę jest już po niej, gdy ochroniarze nagle stracili swoją siłę i padli na podłogę. Spojrzała ze zdumieniem za siebie i dostrzegła... jakżeby inaczej. Oczywiście, że Ezia. Ten człowiek podążał za nią jak cień... co jest cholernie dziwne, ale w tym przypadku – może i lepiej.
OdpowiedzUsuńPozbierała się w czasie, w którym ten rozprawiał się z pozostałymi mężczyznami, którzy próbowali ich obezwładnić.
Później spojrzała na Butlera, który wyszedł z pokoju. Najwidoczniej miał zamiar uciec, ale Aveline była szybsza. Podcięła mu nogi, a ten runął na ziemię. Obróciła go dość gwałtownie na plecy i pochyliła się nad nim.
Wykastrować go, co? Mogłaby, fakt. Ale Aveline nigdy nie znęcała się nad swoimi celami. Poza tym – Butler jeszcze tak naprawdę nic jej nie zrobił.
- Wygląda na to, że interes życia ci się nie udał. Repose en paix – powiedziała cicho, po czym wbiła ukryte ostrze w jego gardło, odbierając mu tym samym życie.
Za moment zamknęła jego oczy i wstała, podchodząc do Ezia.
- Wynośmy się stąd – powiedziała, po czym pociągnęła go za sobą w stronę wyjścia, nim jeszcze ktokolwiek zdążył zauważyć, co tu się, do cholery, stało.
Aveline nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć, gdy zamknął jej usta... właśnie pocałunkiem. Przez moment jeszcze stała w osłupieniu, jakby walcząć sama ze sobą. Zamknęła w końcu oczy, oddając mu pocałunek tak dobrze, jak tylko potrafiła.
OdpowiedzUsuńDo czasu...
Do czasu aż odsunęła się od niego. Mimo że nie ruszyła nawet ręką, zerwany pocałunek był niemal tak bolesny jak odepchnięcie.
Ale zbyt wiele teraz działo się w jej głowie.
- Skąd wiedziałeś, że mnie szukać? Nie mówiłam ci, że wpadłam na trop Butlera. Poza tym wszystko miałam pod kontrolą. Nie musisz chodzić za mną krok w krok i kontrolować moje poczynania.
Nie mogła nie zauważyć, że Ezia nie ma zbyt długo. Ale co mogła zrobić? Nie wiedziała, jaki ma plan. Nie wiedziała, gdzie go szukać. Czy w ogóle szukać. I czy szukanie ma jeszcze jakiś sens…
OdpowiedzUsuńPoza tym, sama też była przywalona robotą. Komenda pękała w szwach, a codziennie policjanci użerać się musieli z masą dziennikarzy. Odbierali mnóstwo bezsensownych telefonów, z których ciężko było wyłonić ziarno prawdy. Wysyłali kolejne ogłoszenia, zgłoszenia i listy gończe. Przesłuchiwali kolejnych świadków.
Błądzili jak pijane dzieci we mgle. Wszystko za sprawą jednej osoby.
Jedna osoba była w stanie wywrócić całe śledztwo do góry nogami. Wystrychnąć wszystkich policjantów na dudka.
Minęły już dwa miesiące. Zginęły trzy kobiety. Każda kolejna zamordowana coraz brutalniej. Sprawca nie zostawił żadnych śladów. Żadnych odcisków – palców, stóp, buta. Żadnych śladów DNA. Kobiety zdawały się być nietknięte – lub wyczyszczone tak, aby nic nie dało się znaleźć.
- Znam tylko jedną organizację tak doskonałą w swoim fachu – powiedział pewnego razu Frederick Abberline. – I znam również sprawę podobną do tej…
Kuba Rozpruwacz i sprawa Evie Frye. Rozmawiała z nią. Wtedy zaginął jej brat, uznano go za współwinnego – tymczasem ten był więźniem Kuby. Aveline chciała wierzyć również, że i tym razem jest podobnie. Że Ezio nie ma z tym nic wspólnego – zaszył się gdzieś, wyjechał, szuka poszlak…
Weszła do jego mieszkania. Rzeczy spakowane jakby w pośpiechu. Na półkach zalegała warstwa kurzu. W dodatku drzwi były zamknięte, jakby jego właściciel po prostu w pośpiechu wyjechał, ale nie zapomniał, że ma tutaj miejsce, gdzie może się schronić.
Ale nie było go tutaj od miesięcy. Nie było też żadnych śladów krwi, bójek czy przepychanek. Nic…
Sprawdziła też dane ofiar. Wysłała swoje kontakty, prywatnie. Nie chciała naprowadzać śledztwa na, być może, właściwy tor… Kontakty przyniosły jej informację, iż trzy kobiety spokrewnione były z Uberto Albertim. Tym, który skazał niegdyś rodzinę Ezia na pewną śmierć. Na którym dokonał zemsty jako pierwszym. Czyżby odkrył, że łączyły je z nim nie tylko więzy krwi…?
Musiała zasięgnąć rady osoby, która dobrze znała Ezia samego w sobie.
Chociaż La Volpe Addormentata było świetną przykrywką, nie lubiła tego miejsca. Ale musiała. Jej wzrok padł od razu na Gilberto – dowódcę tutejszej gildii złodziei. Podeszła do lady, nachyliła się i powiedziała mu:
- Musimy porozmawiać. Na osobności.
Po czym odeszła, bezceremonialnie weszła za ladę i przeszła na zaplecze, gdzie było już nieco spokojniej.
- Wiesz na pewno, że nie przyszłam tutaj bez powodu – odezwała się, wzdychając głęboko. Ta sytuacja nie była jej na rękę. – Ale mam wrażenie… mam nadzieję, że dobrze znałeś le maître Auditore. Czy sądzisz, że jeśli… teoretycznie… odkryłby, że nie wszyscy spiskowcy zostali zabici… chciałby dokonać dzieła?
Aveline westchnęła i zamknęła oczy. La Volpe nic w zasadzie jej nie powiedział. Nic konkretnego i nic takiego, co chciała właśnie usłyszeć. Będzie musiała wypytać gdzieś indziej, znów spojrzeć nieco dalej…
OdpowiedzUsuń- Chciałabym, aby twoi złodzieje mieli oko na całą sytuację. Znajdźcie dla mnie pozostałych żyjących krewnych Uberto Alberti, którzy mogli być zamieszani w tamten spisek. Lub jakichkolwiek innych ludzi, którzy mieli coś z nim wspólnego. Jeśli to faktycznie sprawa Auditore… - Zamilkła na moment. Nie mogła uwierzyć w to, że Ezio faktycznie zdradziłby ich bractwo. Dla takich pobudek… Mógł to przecież realizować również i tutaj. Łatwiej byłoby to wszystko zatuszować. – Policja nie może wpaść na ten trop. A ja nie mogę ich wiecznie powstrzymywać, jeśli nie chcę wzbudzić podejrzeń. Daj mi znać, gdy faktycznie się czegoś dowiecie. Jeśli faktycznie nas zdradził, sami musimy go powstrzymać i ukarać. Zanim zdemaskuje nas całe miasto.
~ * ~
Kolejnym jej przystankiem była kancelaria prawnicza, należąca do niejakiego… Machiavelli. Niccolo również był dobrym znajomym Ezia, według jej informacji, a w dodatku również kiedyś posądzonym o zdradę, więc…
- Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas – powiedziała, siadając naprzeciwko niego przy biurku. – I wiesz doskonale również, dlaczego się tutaj znalazłam. Znałeś niegdyś doskonale mistrza włoskich asasynów. Czy myślisz, że kiedykolwiek byłby w stanie zdradzić nasze bractwo?
Aveline westchnęła. To niczego nie wyjaśniała. Wciąż miała za dużo przypuszczeń i wierzeń, za mało suchych faktów. I nic, co mogłoby odciągnąć uwagę policji od całej sprawy Ezia. A wszystko na niego wskazywało…
OdpowiedzUsuńJeśli więc go ktoś wrabiał, musiał go doskonale znać. Tylko kto z jego otoczenia mógłby być na tyle perfidny? Może to któryś z sojuszników…? Mógł to być każdy.
Przygryzła dolną wargę.
- Nie mogę bazować na przypuszczeniach, jeśli mam trzymać policję z daleka od tej sprawy. Od naszego bractwa. Muszę znać fakty, dowiedzieć się, kto stoi za brutalnym morderstwem trzech kobiet i dlaczego Ezio zniknął właśnie w tym czasie. Muszę mieć jakieś poszlaki. Jakiekolwiek… Nie wiesz, z kim mógł jeszcze rozmawiać przed swoim wyruszeniem na misję? Kto może zaświadczyć mi o jego niewinności?
Aveline wyszła z kontaktem do Claudii, ale wcale nie uspokojona. Zastanawiała się, jakich Ezio musi mieć znajomych, skoro wcale nie przejmują się jego zniknięciem. To udawanie naprawdę źle im wychodzi. Westchnęła głęboko, gdy wracała do swojego domu. Nadal nie miała pojęcia, co się działo z Mentorem Asasynów. I wszystko pozostawało na jej głowie.
OdpowiedzUsuńPrzez kilka dni starała się jeszcze poukładać dane i informacje, jakie udało jej się zdobyć z przesłuchiwania świadków. I nie znaczyło to nic dobrego.
Dlatego wieczorem postanowiła udać się do agencji Rosa in Fiore, gdzie miała nadzieję zastać Claudię Auditore. Wyszukała wcześniej paru informacji o niej, a także sprawdziła jej wygląd, nie chciała czasem wziąć za nią jakąś z jej dziewczyn.
Miała nadzieję, że chociaż siostra przejmie się losem swojego brata.
Ubrana w lateksowe leginsy, czarne szpilki i skórzaną kurtkę, z włosami związanymi w koński ogon, miała nadzieję nie rzucać na siebie podejrzeń w agencji towarzyskiej, nim nie znajdzie samej Claudii. Zostawiła samochód nieco dalej i weszła do budynku, rozglądając się bacznie. Górowała tutaj czerwień – a przyciemnione światło dodawało klimatu. I znalazła ją w końcu za biurkiem.
Odetchnęła głęboko, sama nie wiedząc, czym się tak dokładniej zaczynała stresować, i podeszła do dziewczyny tak podobnej do Ezia.
- Claudia Auditore – odezwała się, by przykuć uwagę dziewczyny. – Jestem Aveline de Grandpre i musimy porozmawiać. O Eziu.
Przez moment zastanawiała się, czy powinna ją wprowadzać w tajniki jej znajomości z Eziem. Ale… jak w zasadzie je zgrabnie nazwać? Hej, słuchaj, uprawiałam seks z twoim bratem, ale tak w sumie łączy nas głównie tylko interes? Niezbyt dobry początek znajomości. Tym bardziej, że brat Claudii z pewnością miał już więcej takich parnterek.
OdpowiedzUsuńPrzedstawienie się jako policjantka też nie było zbyt rozsądnym rozwiązaniem. Może więc lepiej jej nic nie mówić na ten temat?
- Le maître Auditore udał się jakiś czas temu na misję dotyczącą nieznanej nam frakcji, która najwidoczniej ma na celu znalezienie Fragmentów Edenu i wykorzystanie je do celów nam nieznanych. Miał zbadać tą sprawę, ale zniknął. Wiadomo również o trzech ofiarach, kobietach spokrewnionych z Uberto Albertim, który, jak nam wiadomo, wydał na śmierć jego… waszą rodzinę. Wszystko wskazuje na to, że to on stoi za co najmniej dwoma z tych mordów. Chociaż bardzo byśmy chcieli… przypuszczamy, że zdradził nasze Bractwo. – Uciekła wzrokiem w bok. To niebywałe, to, co teraz poczuła. Tak jakby jej… zależało. Że to jednak wszystko kłamstwa, oszczerstwa. – Chcę go oczyścić z tych zarzutów, lecz potrzebna mi pomoc. Nie znam go dobrze, a na pewno nie tak dobrze, jak jego własna siostra. Potrzebuję informacji, z kim się spotykał, gdzie był, czy wiadomo… cokolwiek o tym, co działo się z nim zanim zniknął.
Aveline rzuciła jej pełne pogardy spojrzenie. Jak taka mała la salope mogła tak różnić się od brata? Rozumiała, że może być porywcza, ale, do jasnej cholery, Aveline też nie chciała w to wierzyć! Gdyby miała osądzać Ezia, nie ruszyłaby się nawet z domu, tylko szukała wszystkich dowodów, żeby go obciążyć!
OdpowiedzUsuń- Posłuchaj mnie, petit ordure - warknęła, robiąc krok do przodu. Nie obchodziło jej, jak bardzo porywcza była ta cholerna suka. Nie będzie na niej więcej podnosiła ręki. – Spędzam ostatnie dnie, próbując wyciągnąć twojego brata z bagna, w jakie się wpakował. Więc NIE WAŻ SIĘ mówić do mnie w ten sposób, bo to nie ja najwidoczniej siedziałam z założonymi rękoma i czekałam, aż łaskawie wróci, w kajdankach lub bez. To nie ja jestem jego siostrą i, zdawałoby się, najbliższą osobą, więc zastanów się dziesięć razy zanim następnym razem podniesiesz tą swoją pieprzoną dłoń, bo za moment możesz jej już nie mieć, i gówno mnie będzie obchodziło, jak bardzo wyjątkowa jesteś dla niego. Siedź sobie dalej w tej dziurze, la petite princesce, ale najpierw mi powiedz, o jakie adresy pytał Ezio. Bo przynajmniej jednej z nas jego los nie jest obojętny.
Naprawdę, Aveline? Nie jest ci obojętny…? Od kiedy i jak bardzo…?
Aveline złapała w locie kartę i przyjrzała się, zupełnie ignorując dalsze poczynania Claudii. Wiedziała mniej więcej, gdzie są te ulice. A więc będzie musiała je uważnie przejrzeć.
OdpowiedzUsuńA później znów w niej zawrzało. Wyszła zaraz za Claudią. Może mogłaby rzucić to wszystko gdzieś, ale już zmusiła ją do działania. A sojuszniczka, jakakolwiek, przydałaby jej się.
- Nie waż się nawet twierdzić, że mi na nim nie zależy – odparła, gdy zatrzasnęła drzwi od Rosa in Fiore. – Nie szlajałabym się po wszystkich możliwych kontaktach, gdybym miała go głęboko gdzieś. A teraz mogłabyś łaskawie zamknąć tą swoją śliczną buźkę i zacząć współpracować, bo razem zajdziemy dalej niż osobno. – Podała jej kartkę, którą niedawno Claudia rzuciła jej w twarz. – Prowadź.
Działały w milczeniu – ale kogo to obchodzi, jeśli misja posuwała się na przód, pomijając dwa pudła, w które wpadły i nie znalazły tam praktycznie nic. A na pewno nie to, co chciały.
OdpowiedzUsuńWkrótce jednak dotarły na miejsce. Aveline szła za Claudią, osłaniając ją, w razie potrzeby, do tyłu. Kilku ochroniarzy poległo podczas tej misji, ale to nie było w tym momencie najważniejsze. Aveline co prawda nie zrobiła do tej pory zbyt wiele, oprócz podążania za siostrą Ezia, ale… nie to było najważniejsze. A Claudia radziła sobie lepiej, niż Aveline przypuszczała.
W końcu dotarły na sam dół. Gdy pchnęły drzwi, w ich nozdrza uderzył okropny odór. Asasynka przez moment skrzywiła się, ale zaraz przemogła własne instynkty, gdy tylko Claudia wykrzyczała jego imię. Podeszła za nią, ostrożnie, jakby czekając na atak z każdej strony.
Ezio nie był już sobą. Nie przypominał siebie w żadnym calu. Był cieniem samego siebie. Zagryzła dolną wargę, a potem uniosła brwi, gdy jego ciało przeszył prąd. Merde, co za tyran zostawił ledwie żywego człowieka podłączonego do prądu? Co tym niby chcieli osiągnąć? Wyglądało to tak, jakby oprawca czerpał przyjemność z cierpienia innego człowieka.
- Spróbuj go odciąć – powiedziała Aveline. – Znajdź coś, co to może rozkuć, nie może tak dłużej pozostać. Ja znajdę źródło prądu – dodała i wzrokiem powędrowała po kablach pnących się w górę.
Westchnęła głęboko. Po cichu odeszła od rodzeństwa, po czym zaczęła swoją wspinaczkę po pudłach, maszynach i rurach. W końcu dotarła do pola zasilania. Nie rozejrzała się nawet, nim bez namysłu nawet pociągnęła za dźwignię.
To sprawiło, że całe zasilanie, nie tylko to od Ezia, wysiadło. A zaraz za tym z pomieszczenia obok wypadła jakaś kobieta i rozległa się syrena alarmu. Cholera! Claudia zapewne ucieknie, jak usłyszy alarm. Teraz to ona musi sobie poradzić.
Kobieta, przypominająca wyglądem osobę z krajów latynoskich, uśmiechnęła się tylko, gdy zobaczyła przed sobą Aveline z wysuniętym ukrytym ostrzem.
- Guardias! – krzyknęła, z czego Asasynka zdążyła wywnioskować, że jest hiszpanką. Z pomieszczenia wypadł cały tabun mężczyzn z pałkami i paralizatorami w dłoniach. Aveline syknęła tylko i pierwszego z nich powaliła ukrytym ostrzem, rzucając się tym samym w wir walki. – W końcu udało mi się z tobą spotkać, legendarna Aveline de Grandpre.
- Szkoda, że zaprosiłaś na to spotkanie przyjaciół – syknęła, unikając ciosu kolejnego z ochroniarzy.
Napastniczka zaśmiała się tylko, przyglądając się, jak kobieta radzi sobie z kolejnymi mężczyznami.
- Miło wiedzieć, że potrafisz również walczyć otwarcie. Nie poprzez uwodzenie, puta.
- Och, czyli już się znamy – odparła, podrzynając gardło kolejnemu. – To dziwne, bo nie przypominam sobie, abyśmy miały wcześniej przyjemność.
- Nie miałyśmy. Och, ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Maritza Vasquez.
Och, Vasquez. Zaczynała powoli wszystko rozumieć. Spojrzała na kobietę – i to właśnie ją odsłoniło. Oberwała pałką, przez co przez moment została ogłuszona i upadła na ziemię. Maritza tylko roześmiała się głośno, podchodząc powoli do powalonej Aveline. Najwidoczniej już zaczęła triumfować.
- Przez miesiące na ciebie polowałam, mi querida. Twoja nieostrożność doprowadziła mnie do pewnego włoskiego asasyna. Nie sądziłam, że da się złapać tak łatwo. Co prawda chcieliśmy przeciągnąć go na swoją stronę. Zadałoby ci to większy ból, czyż nie? Ale okazał się zbyt twardy… Więc postanowiliśmy go wykończyć. Nagrać jego kolejne majaczenia, wysłać je tobie. Po tym, jak zdechnie z wyczerpania – wysyczała. – Wtedy byś do nas sama przyszła. Ale… postanowiłaś nas wyprzedzić. Za co jestem ci cholernie wdzięczna. Całkiem przystojny był ten twój ulubieniec. – Uśmiechnęła się kpiąco i powoli się nachyliła w stronę Aveline. – Chcesz wiedzieć, co teraz z nim zrobimy? Trochę go podleczymy. I… wykorzystamy. W najlepszy sposób, jaki możemy. Będzie moim ulubieńcem, nim… zginie. Tak samo, jak ty zabiłaś mojego ojca, mała dziwko. Będziesz na to patrzyła, zajmując jego miejsce.
Aveline jednak zdążyła przez ten czas trochę odzyskać władzę nad własnymi ruchami. Dlatego jednym ruchem pocięła nogi Maritzy, sprawiając, że ta padła na ziemię, a zaraz Asasynka usiadła na niej okrakiem, z odsłoniętym ukrytym ostrzem.
Usuń- Ładna historia. Szkoda tylko, że zakończy się na opowiadaniach – wysyczała. – Reponse en paix, la salope. – I wbiła jej ukryte ostrze prosto w odsłoniętą szyję, odbierając tym samym jej życie. Podniosła głowę w stronę ochroniarzy. – Możecie do niej dołączyć. Albo zabierzecie się stąd i zapomnicie o tym, co się tutaj działo, zostawiając nam otwartą drogę do wyjścia. Zapewnię was, że zabiję każdego, kto podniesie rękę na mnie, albo na niego. – Głową skinęła w stronę Ezia.
Mężczyźni zastanowili się przez moment, po czym opuścili pałki i postanowili w pośpiechu opuścić pomieszczenie. Aveline odetchnęła głęboko i wstała. Wyłączyła alarm w pomieszczeniu, z którego wyszła wcześniej Meritza, a później wróciła do Claudii i Ezia. To był już koniec. Trzeba było go stąd zabrać.
Zabrała jeszcze pistolet wraz z nabojami od swojej ofiary, tak w razie czego, gdyby ktoś postanowił jej przeszkodzić. Rozpoczęła wędrówkę z powrotem, rozglądając się bacznie na boki. Nie było nikogo, alarm ucichł. Claudii i Ezia też już nie było.
OdpowiedzUsuńOstrożnie wyszła z cuchnącego pomieszczenia, rozglądając się czujnie, niczym kot. Przemknęła między korytarzami, aż w końcu dotarła na powierzchnie, gdzie, jak zauważyła, Claudia zapinała już pasami Ezia. Wcisnęła się na tylne siedzenie obok niego, gdy dziewczyna zajmowała miejsce kierowcy i chociaż trochę podpierała Włocha, gdy Auditore prowadziła ich wprost do willi de Grandpre. Aveline nie protestowała, rozumiała, że w tej sytuacji miała najlepsze warunki.
Chociaż, jeśli nie wyjaśni szybko sprawy, przetrzymywanie podejrzanego u siebie w domu będzie miało naprawdę przykry dla niej koniec.
Musiała zgodzić się na to, aby Claudia została u niej w domu. Ezia przeniosły do pokoju gościnnego, Claudia zajęła jej pokój, a ona pozostała na kanapie. Wzięła w pracy tydzień wolnego, aby opiekować się Eziem, gdy Claudia będzie musiała być w pracy – w końcu prowadziła interes, była potrzebna cały czas.
Aveline tymczasem zdążyła zaciągnąć Ezia do łazienki i obmyć go z zaschniętej krwi i innych nieprzyjemnych rzeczy, które oblepiły jego ciało. Zarazki mogły tylko pogorszyć jego stan. Przyciągnęła zaprzyjaźnionego lekarza, aby opatrzył rany mężczyzny i jakoś go przynajmniej nakarmił – w tym celu właśnie od czasu do czasu była podawana Asasynowi kroplówka.
Tego wieczoru siedziała w salonie nad dokumentami ze śledztwa. Pracowała chociaż z domu, uzupełniając bazy danych i kompletując akta sprawy. Nie może podać już zakończenia sprawy. Trzeba to wszystko będzie jakoś wyjaśnić… Wysłała maila z wyjaśnieniami sprawy do Machiavellego i La Volpe, z nadzieję, że oni znajdą jakąś dobrą wymówkę, jak to wszystko się potoczyło i dlaczego Ezio jest w tym momencie niewinny.
Gdy usłyszała krzyk Claudii, zerwała się z miejsca i pobiegła natychmiast po schodach do pokoiku gościnnego. Stanęła w progu i wpatrywała się w skupieniu w łóżko – lecz zamiast przerażającego widoku zobaczyła… Przytulające się rodzeństwo.
Odetchnęła z ulgą, uśmiechnęła się lekko, skrzyżowała ramiona pod biustem i oparła bokiem o framugę drzwi, wpatrując się w Ezia. W końcu się ocknął. Tak, dzięki Bogu…
Zauważył ją. Uniosła lekko brwi. Nie była pewna, czy jest to dobry pomysł, aby podchodziła do niego, gdy Claudia była w pobliżu. Ale… tyle wycierpiał. I to przez nią. Nie mogłaby mu odmówić.
Podeszła powoli do niego i przysiadła na brzegu łóżka, lekko dotykając jego dłoni, jakby chciała dodać mu trochę otuchy.
- Dobrze, że do nas już wróciłeś, Ezio – odezwała się cicho, niemal szeptem, po czym jeszcze ściszyła głos: - Brakowałoby nam ciebie.
Aveline ze zdumieniem patrzyła, jak mężczyzna unosi jej dłoń do swoich warg, muskając ciepłymi, spierzchniętymi wargami skórę jej dłoni. Uśmiechnęła się i nachyliła się, żeby pocałować delikatnie jego czoło, zamykając przy tym oczy. Poczuła jednak, zupełnie niespodziewanie, ze Ezio oddycha ciężej. Spojrzała na niego ze zmartwieniem.
OdpowiedzUsuń- Powinieneś odpocząć - wyszeptała, po czym wyszła. Mogło by się wydawać, że zachowuje się wobec niego strasznie - najpierw pokazuje, że jej zależy, a potem wychodzi. Ona jednak sięgnęła po telefon i zadzwoniła do lekarza.
Kolejne dni były bardzo ciężkie. Aveline wciąż nie wiedziała, co wymyślić, żeby odwrócić uwagę policji. Nie opuszczała domu, podobnie jak lekarz. Claudia bywała u niego najczęściej jak mogła. Lecz nie tej nocy. Aveline przysypiała w salonie nad mailami. Zapowiadała się w końcu spokojna noc. Dopóki z tego stanu nie wyrwał jej donośny jęk Ezia. Zerwała się z miejsca i pobiegła czym prędzej do sypialni. To, co tam zobaczyła, wręcz zbiło ją z nóg. Pościel zmieniła się w kałuże krwi, wśród której leżał właśnie on. Była w stanie tylko stać i patrzeć. Jakby cały rozsądek właśnie zniknął.
Patrzyła na niego. Na pościel zalaną krwią. Jego ciemnoczerwoną krwią, której było jak na potęgę. Jego powiekami tak ciężkimi, że nie miał sił ich już podnieść. I na rękę, która bezwiednie opadła z łóżka. Pokręciła lekko głową. To nie może być prawda. To wszystko tylko się jej śni. To jakiś cholerny, zasrany, pojebany koszmar!
OdpowiedzUsuń- Nie… - zdobyła się tylko na szept. – Ezio…
Za moment, przeskakując dosłownie dwa kroki, znalazła się przy nim, obejmując dłońmi jego twarz. Był rozpalony, chociaż najgorsze już chyba przeszedł. Jak mogła tego nie zauważyć! Teraz… teraz mogło być za późno.
- Nigdy ci nie wybaczę, jeśli mnie zostawisz, rozumiesz? – Zamknęła oczy, chcąc pohamować napływające łzy, ale nie tym razem. Nie udało jej się. – Nigdy – wyszeptała, dotykając swoim czołem jego czoła.
Zaraz jednak jakby oprzytomniała. Pogotowie. Musi wezwać lekarza. Ratowników. Kogokolwiek! Zerwała się jak poparzona do telefon i wykręciła numer alarmowy. Chodziła z niecierpliwością w tą i w tamtą, czekając, aż ktoś w końcu odbierze. Na litość, tu umiera człowiek!
- Pogotowie ratunkowe.
W końcu!
~ * ~
Przez cały czas siedziała przy nim, nie mogąc zrobić nic. W tym momencie naraziłaby go na upływ jeszcze większej ilości krwi. Mogła tylko stać, tulić jego twarz do własnych piersi i modlić się, aby nic się nie stało. Głaskała go delikatnie dłonią po włosach, nie mogąc powstrzymać się wręcz od cichego łkania. Wyczuwała, że jego tętno coraz bardziej zanikało, jakby naprawdę… naprawdę chciał ją opuścić.
I może w tym momencie była egoistyczna. Ale nie chciała mu na to pozwolić. Chciała go skazać na te wszystkie męki związane z powrotem do zdrowia. Byleby tylko mieć go przy sobie.
- Nie wybaczę ci tego… - powtarzała jak mantrę, nie mając nawet nadziei, że ją usłyszy.
Z tego wszystkiego nie zadzwoniła nigdzie – ani do Claudii, ani do La Volpe, ani do Machiavellego, ani do nikogo. Nikt nie wiedział, że Ezio umiera. Nikt nie wiedział, że Aveline de Grandpre, wielka asasynka, dumna wyzwolicielka niewolników, siedziała teraz na podłodze szpitala, chociaż obok wolne były krzesła, z nogami przyciągniętymi pod brodę. Siedziała i patrzyła przed siebie – tępo, jakby bez życia, jakby otumaniona.
OdpowiedzUsuńPięć procent. Pięć procent szans, że Ezio Auditore wyjdzie z tego cało. W miarę cało. W ogóle nie cało, ale żywo. Ale wyjdzie. Cholerne pięć procent… i dziewięćdziesiąt pięć, że w ogóle nie wyjdzie…
Chciała myśleć pozytywnie, ale nie potrafiła. Dlatego w ogóle nie myślała. Nie w tym momencie. Przed jej oczami przesuwały się jedynie kolejne obrazy – gdy go poznała po wyjściu z teatru. Gdy zlecił jej zadanie i w dość zabawny sposób zasugerował, żeby do niego zadzwoniła. Gdy umówiła się z nim w barze – widziała jego spojrzenie, pełne rządzy, chętne do zabawy. Udawała, że nie, ale widziała i – cholera – cieszyło ją to. Gdy dwukrotnie uratował ją przed napastnikami, którzy się do niej dobierali. Gdy krzyczał na nią, wrzeszczał, był zazdrosny. Gdy ściągał z niej ubrania. Gdy byli ze sobą – dla siebie, wtedy, w salonie i potem wtedy – w łazience. Czuła wręcz dotyk jego silnych, ciepłych ramion oplatających ją i przytulających do siebie. I, cholera, była to najlepiej spędzona noc od niepamiętnych czasów. Z nim. Nie znała go za długo, ale ciągnęło ją do niego, mimo że się tego wypierała. Mimo że zachowywała się jak zimna suka, która wciąż go odtrącała i udawała, że nie widzi.
Ale widziała. I teraz, gdy tyle przez nią wycierpiał, żałowała. Żałowała, że w ogóle się spotkali. Mógł żyć sam – bez niej, ale długo i szczęśliwie, być może z inną u boku.
Z inną, nie z nią… Nie…
Nie potrafiła znieść tej myśli. Lecz jeszcze gorsza była utrata jego. Zależało jej na nim, ale przez te dni, przez miesiące była zbyt dumna, aby to przyznać.
Gdybyśmy tylko mogli mieć drugą szansę…
Nie wiedziała, ile czasu minęło i ilu ludzi przewinęło się przez korytarz. Nie wiedziała czy ktoś zawiadomił Claudię czy La Volpe, Machiavellego. Miała to w dupie. Byleby tylko… byleby tylko do niej wrócił…
Podniosła niemrawo głowę, gdy ktoś wypowiedział jej imię. Lekarz. Coś mówił. Podniosła się na równe nogi i patrzyła na niego uważnie, może nawet zbyt uważnie. Wkrótce odetchnęła z ulgą. Żył. Miał się dobrze. Prześpi się trochę i znowu będzie wszystko dobrze. Jakże była głupia, że go od razu tutaj nie przywiozła!
OdpowiedzUsuńPrzyjaciel… dziwnie ją to ukłuło. Nie chciała, żeby był tylko jej przyjacielem. Nie był tylko jej przyjacielem. A ona…?
A ona pojawiała się tam każdego dnia, kiedy tylko mogła i kiedy akurat przy łóżku nie było Claudii lub kogoś jeszcze innego. Chciała być z nim sama – wierzyła, że ją czuje. Że wie, że przy nim jest i czeka. Czasem głaskała z czułością jego dłoń. Czasem płakała, wyrzucając z siebie całą winę. Bo to wszystko było przy niej. Szeptała mu, że na niego czeka. Żeby wypoczął dobrze, bo da mu popalić. Za to, jak ją nastraszył. Głaskała go, odgarniając mu włosy z twarzy i śpiewała cichutko kołysanki.
Ona. Aveline de Grandpre. Nikt dotąd nie słyszał, jak śpiewa – oprócz ojca i nauczyciela. Sama tego nienawidziła. Lecz dla niego… Każdego wieczora obiecywała, że wróci. I wracała.
Tak jak i tego dnia. Sama już nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Znów cichutko nuciła, a palcami wodziła delikatnie po jego dłoni. Aż drgnął. Głos uwiązł jej wtedy w gardle, a ona spojrzała na twarz – powieki, które powoli się otwierały i wargi, które ułożyły dwa wyrazy były najcudowniejszym widokiem, jakiego ostatnio była świadkiem.
Z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy.
- Ezio… - zaczęła, ale głos jej się złamał. Dlatego zamilkła na moment, aby następnie dodać szeptem: - Jak mogłabym nie przyjść… do mężczyzny mojego życia.
Podniosła dłoń i pogłaskała go po nim z czułością.
- Kocham cię, mon cheri… Kocham cię…
Mogłaby w tym momencie zanieść się płaczem jak mała, szczęśliwa dziewczynka. Ale tak naprawdę była szczęśliwa. Wręcz nosiło ją od środka, ż tego wszystkiego. I była wdzięczna wszelkiemu stworzeniu, że z tego wyszedł. Że z nią został. I mógł teraz do niej… chociażby mówić.
OdpowiedzUsuńTe kilka słów, które tylko znaczyły, że odwzajemnia jej uczucie, sprawiły, że miała ochotę go wyściskać. Rzucić się w ramiona i zapomnieć o tym wszystkim, co się działo ostatnimi czasy. Na ziemię sprowadził ją jednak nagły kaszel, którym się zaniósł. Dlatego tylko ze zmartwieniem wpatrywała się w niego, aby za moment roześmiać się. Wierzchem dłoni otarła łzy płynące po jej policzkach.
- Zabiję cię jeśli do mnie nie wrócisz, Ezio. – Pogładziła lekko jego policzek dłonią, uśmiechając się czule. – Jeśli nie wyzdrowiejesz, nie wrócisz, nie pocałujesz mnie i nie pokażesz, jak bardzo mnie kochasz. Teraz… - zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. – Nie mogłabym cię zabić za to, że cierpiałeś. Przeze mnie. To ty mógłbyś zabić za to mnie, mon amour.