BRYNJOLF
Człowiek - Nord - Złodziej - TES V: Skyrim - Wiek nieznany
Kto by liczył lata, kiedy mieszka się w Szczurzych Norach? Kto byłby uczciwy, kiedy ciągle trwa jakaś wojna? Kto byłby religijny, kiedy najważniejszego boga twoich rodaków wrzuca się do kosza? Kto nie zostałby złodziejem, gdy może przy tym zarobić krocie? Nikt? W takim razie ten Nord jest indywidualistą. Każdy? Cóż, więc jest taki jak inni. Zdecydowałbyś się człowieku... To nie jest kółko różańcowe, żeby dyskutować o tym, jak to się stało, że tak się stało i czy to dobre, czy złe. Ważne jest złoto! Brzęcząca sakiewka - to wszystko czego potrzebuje do szczęścia. Za młodu bawił się w kieszonkowca i złodziejaszka, ale z wiekiem zaczął zajmować się bardziej subtelnymi częściami rabunku. Małe zamieszanie na ulicy, kiedy ty grzebiesz w kieszeni Brand-Shei, czy zorganizowanie wejścia do niedostępnego pałacu to pryszcz. W końcu jaki to problem, kiedy połowa Skyrim ma u niego dług a na drugą posiada jakiegoś haka, mniejszego/większego - ważne, że jest. Nikt jeszcze nie rzucił Cię na głęboką wodę? To może nie korzystaj z jego oferty przystąpienia do Gildii, podobno szukają frajera, który włamie się do posiadłości pełnej groźnych najemników. Ależ oczywiście, że tam nie pójdzie. Wystarczy, że udzieli wszystkich niezbędnych wskazówek. Po co miałby ryzykować życiem? Dla tego zastrzyku adrenaliny, kiedy włamuje się do pilnie strzeżonego domu, czy może dreszczyku emocji, jaki towarzyszy podczas sięgania do kieszeni bogatego kupca na środku miasta. Cholera jasna, to jednak jest życie! Tylko zapomnij, że przyzna to przed znajomymi w Bani. Ten gość nie da się ośmieszyć, nawet jakby mieli go ciąć. Poinformował wszystkich, że ruszył szukać nowych partnerów do robienia interesów, w tym nowym mieście jak ono się nazywało... Cybernator! Oczywiście, nie wspomniał, iż na starość wrócił do zajęcia jakim parał się, kiedy nie miał jeszcze porządnego zarostu. A może to jednak kryzys wieku średniego a nie starość?
POWIĄZANIA - SKRADZIONE
___________________________________________________________________________________________________
No więc witam się, jako pierwsza postać na blogu?! :o
To zaszczyt i niesamowity strach, błagam zakryjcie mnie!
Stworzyłam Bryna, bo tak padło w mojej wyliczance, w której było tak jakoś 7. kandydatów.
Mam nadzieję, że dam radę się utrzymać w roku szkolnym...
Liczę na owocną współpracę!
GG: 54735455
Witam cię oficjalnie na blogu! Świetny wybór postaci. Mogę spytać, kto był jeszcze na liście oprócz Brynjolfa? :)
OdpowiedzUsuńJak zrobię postać z miłą chęcią zaproszę cię do wątku. Jeśli pozostanę przy tej postaci, którą mam w głowie panowie z całą pewnością się dogadają pod pewnymi względami.
Baw się dobrze na blogu i masy wątków!
Diego (Gothic), Veezara, Nazir, Cullen, Fenris, Jinx (z LOL'a, aczkolwiek nie byłam pewna, czy można tworzyć postacie z gier MOBA). Pomogła mi koleżanka układając dla mnie wyliczankę. W zasadzie cieszę się, że padło na Bryna, bo to moja taka osobista sympatia.
UsuńA zaproszenie bardzo chętnie przyjmę i już nie mogę się doczekać! :D
Altek przybywa, by Cię ukochać <3 Wazystko już ustaliłyśmy na gg i razem z Aveline wypełniłaś mi limity, zatem czekam tylko, aż zechcesz zacząć - bo potrzebny mi opis tego, jak Bryn widzi uciekającą i znajomą postać, by w ogóle coś zaczynać ;___;
OdpowiedzUsuńPokój i bezpieczeństwo niech będą z Tobą, Siostro! (to do userki było, Bryna powitałby pewnie inaczej xD )
Altaïr ibn-la-Ahad
Deszcz, niska temperatura...W sumie w Damaszku padało, ale tylko raz na pięćdziesiąt lat, więc Altair czuł się dosłownie jak pies zmoknięty. Było mu zimno, był nieszczęśliwy, gdyż musiał zabić bliskiego sobie człowieka, z którym szkolił się wiele lat, a który oszukał go w Cybernatorze, sprzedając mu kradzioną broń. Cóż z tego, że był postacią z gry, aktorem na scenie liczb i komend? Czyż nie miał prawa odczuwać i myśleć jak wszystkie inne zgromadzone tu istoty? W tym całym deszczu, podzwaniającym martwo o blaszane dachówki i maski tych dziwnych wehikułów, zwanych chyba samochodowi, czuł się samotny jak wtedy, pod koniec gry, a na początku swojej drogi asasyna. Zeskoczywszy z dachu, obrał sobie drogę na południe i już miał zniknąć w jednej z szarych, brudnych uliczek, gdy nagle koło jego głowy świsnął sztylet. Uśmiechnął się drwiąco. Ukryte ostrze błysnęło ostrzegawczo w ciemności, spokojna ręka wydobyła broń ze ściany i odrzuciła ją w kierunku, z którego dobiegał głos.
OdpowiedzUsuń-Zwinność jest zasługą treningów, czcigodny starcze-w zimnym głosie Altaira zabrzmiała ironia, odpowiadająca temperaturą tej doświadczalnej. Poprawił kaptur i odwrócił się błyskawicznie w stronę swojej ewentualnej ofiary. W głębi zmrożonego ducha pojawił się cień podziwu - żeby dostrzec polującego bądź uciekającego asasyna, potrzebny był łut szczęścia i naprawdę bystre oko. Ciemnogranatowe, pozbawione gwiazd niebo, kłębiące się chmury w kolorze kruczych skrzydeł oraz coraz silniej zacinający deszcz dopełniły posępnej atmosfery.
[Hej, hej. Zupełnie nie wiem, czemu masz czekać do osiemnastki. Ja co prawda odkryłam Asasyna dopiero jak miałam jakieś 18/19 lat, ale dałam do zagrania bratu, kiedy miał 14, więc... Naprawdę, nie wiem co w tych grach jest, żeby sobie na nie nie pozwolić przed pełnoletnością. :D
OdpowiedzUsuńAveline jest dość charakterystyczną osobą, którą albo się pokocha, albo znienawidzi, i tyle. Ja ją cenię za jej umiejętności dopasowania się do sytuacji i poczucie humoru, mimo wszystko. I że odrzucała od siebie frajera w rajstopkach, nawet jeśli to był jej przyjaciel. Nie lubiłam go. :D Może nowoorleański klimat mi mniej pasuje, no ale trudno, da się przeboleć.
Widzę, że Twój pan jest złodziejem. Asasyni cenią sobie złodziei, chociaż Aveline niewiele miała z nimi wspólnego (chociaż szmuglerzy... to chyba coś podobnego, nie?), ale Asasyni cenią sobie ich, chociażby przez wzgląd na to, że zawsze wiedzą, co się dzieje w mieście. :D]
Aveline
[Racja, z tym, że Asasyn raczej niechętnie zgodziły się na rolę informatora - Asasyn wypełnia zadanie, głowi się jak do celu dotrzeć i jak zdobyć informacje o swojej ofierze. To by było takie... wbrew jej naturze, mogłabym tak powiedzieć. :D
OdpowiedzUsuńChyba że Aveline miałaby chytry plan, aby go "wprowadzić" i "wychować", co by związało go z nią chociażby poczuciem jakiejś wdzięczności i to ona miałaby informatora w mieście. ;D Co Ty na to?]
Aveline
-Znam to, starszy, rudy kundlu-uśmiechnął się Altair. O tak, znał to dobrze z własnego doświadczenia, wystarczyło wsypać garść dinarów do kieszeni największego wroga, aby ni stąd, ni zowąd padł przed tobą na twarz jako niewolnik. Wiele razy sam wykorzystywał magię pieniądza, znał moc brzęczącej waluty i chętnie jej używał, choć bardzo często zamiast pieniędzy w grę musiało wejść ostrze oraz święte pióro odnoszone mistrzowi z całą asasyńsko-muzułmańską skrupulatnością przez członków zakonu. Godność starca wielokrotnie była poniewierana, szlachetni mężowie z tą rangą okazywali się nędznymi zdrajcami, którzy robili w konia większość asasynów i połowę templariuszy.
OdpowiedzUsuń-Zakładam, że masz jakiś powód, by blokować mi drogę- ni to spytał, ni stwierdził. -I że czegoś ode mnie pożądasz: już to wiedzy, już informacji, już wsparcia dla swoich działań.
Stał w deszczu, całkowicie rozluźniony, spokojny, bawiący się ukrytym ostrzem i z czarnymi oczami utkwionymi w oczach rudowłosego Norda. Wiatr rozwiał lekko poły jego płaszcza tak, że wyglądały one jak skrzydła ptaka. Wyglądał jak groźny, nieporuszony orzeł, jak wtedy, na blankach Masjafu...
Altair aka Ptakeł
Tylko pył gryzł w tym miejscu w gardło. Unosił się kurzowymi kłębami za każdym razem, gdy wiatr mocniej zawiał z zachodu. Zimna to była noc, a pełnia na horyzoncie nie była zwiastunką dobrej pogody.
OdpowiedzUsuńMróz przenikający przez kości dało się czuć zwłaszcza na obrzeżach Cybernatora, gdzie rzadka, podniszczona zabudowa nie zatrzymywała ciepłego powietrza. Jedyne co zdawało się nie opuszczać tego dziwnego i mrocznego miejsca to dźwięk.
Trzask łamanych kości i rozdzierający, przerażający krzyk zupełnie nie słyszany w oświetlonej jasno metropolii.
Cash wyprostował dłonie w których trzymał kij bejsbolowy i przeciągnął się leniwie. Przestępca przyglądał się z uwagą uwiązanemu do okruszonej, betonowej kolumny mężczyźnie. Ten jednak nie wyglądał na przerażonego, a jedynie splunął na ziemię będąc wciąż pewnym, że ucieknie z tego miejsca. Wraz ze swoim życiem.
- Ktoś w końcu tu przyjdzie, gnojku. Zauważą, że mnie nie ma.
James uderzał główką kija w otwartą dłoń, wciąż niczym drapieżnik analizując każdy ruch tego bogatego właściciela jednego z kilku burdeli w Cybernatorze. Nie był nikim ważnym, nawet Cash nie pamiętał z jakiej dokładnie gry pochodził, ale podpadł pewnej wysoko postawionej osobistości miasta, a ta postanowiła pozbyć się go raz na zawsze. Takim osobom jak ONA się nie podskakuje.
Oczywiście pewnie zregeneruje się przy następnym odtworzeniu gry przez ich „Mistrza Marionetek”, ale nikt nie wie kiedy to nastąpi. Do tego czasu zapamięta nauczkę raz na zawszę, gdy przenikać będzie wirtualne korytarze w formie nic nieznaczącego ducha.
Cash rozejrzał się dookoła i podszedł do leżących na brudnej ziemi prętów zbrojeniowych. Chwycił jeden w dłoń i bez cienia zastanowienia czy zawahania wrócił do mężczyzny, z całej siły wbijając mu go w golenie.
Wysoki, tyczkowaty facet ryknął głośno z bólu, robiąc się czerwonym na twarzy i plując dookoła. Oddychał ciężko, jęczał wprost, gdy Cash uczynił to samo z jego drugą nogą tym razem precyzyjnie uderzając i roztrzaskując kolano.
- Sku… Kto cię… - odetchnął ciężko po czym zadarł głowę, patrząc jedynym okiem którym mógł. Drugie zaginęło pod opuchlizną i purpurowymi siniakami. Zacisnął mocno zęby – TA SUKA CIĘ NASŁAŁA TAK!? KSIĘŻNICZKA PEACH, TAK!?
Cash nie odpowiedział, tylko lekko się uśmiechnął i poprawił kij w obu dłoniach. Zamachnął się miękko, ale powstrzymał cios tuż przed skronią właściciela burdelu. Wyglądał jakby przymierzał się do ciosu. I jeszcze raz i jeszcze raz przy towarzyszącym temu świstowi powietrza.
Mężczyzna wiedział, że czeka go śmierć. W końcu zdał sobie z tego sprawę, więc zaczął wyciągać najmocniejsze według siebie karty.
- Słuchaj… Zapłacę ci wi-więcej niż ona. Słuchaj, stary, dogadajmy się. Co ona ci mogła dać czego ja nie mogę? Dam ci połowę swoich udziałów. Wypuść mnie i zapomnijmy o sprawie – porwany patrzył na swojego oprawce w oczekiwaniu, ale widział tylko ostre, skupione spojrzenie – Stary…?
Krew rozbryzgała się na kolumnie i ziemi, gdy padł ostateczny, dobrze wyważony cios. Coś pękło, a głowa mężczyzny opadła bezwiednie na jego ramię. Czaszka rozłupała się na dwie części, brocząc potężnie krwią z rany. To nie był jeszcze koniec, Cash musiał być pewnym, że właściciel burdelu nie wstanie i nie zostanie uratowany. Padły kolejne ciosy pozostawiając z przykrą, bordową miazgę mózgową zmieszaną z kawałkami kośćmi. Wszystko to spływało na ziemie, oblepiając całe ciało ofiary krwią. Widok absolutnie nie był przyjemny, zwłaszcza że nad rozpaćkanym mężczyzną stał Cash z brudną, zakrwawioną koszulą i twarzą.
Odwrócił się i wyciągnął z kieszeni dżinsów paczkę papierosów zapalając jednego cygareta. Po chwili w jego dłoni wylądował także telefon.
Musiał dać znać Peach, by wysłała swoich chłopców i posprzątała cały ten bajzel.
Cash
- Aveline! – usłyszała wołanie, gdy tylko weszła do knajpki. Nie musiała się wysilać, aby zauważyć machającą do niej Elise. Przed sobą miała szklankę z piwem. Obok niej dostrzegła brodatego mężczyznę, który duszkiem opróżnił całą szklankę. Uśmiechnął się szeroko, gdy dostrzegł ciemnoskórą kobietę zbliżającą się do nich. Kobieta pokręciła głową i przysiadła się, gestem dłoni odprawiając kelnerkę, która już spieszyła, aby spytać o jakieś zamówienie.
OdpowiedzUsuń- Widzę, że ciężko dzisiaj pracujecie – powiedziała z uśmiechem. Elise i Roussillon, nierozłączna para przyjaciół, partnerzy w „zbrodni”, jak niegdyś się jej przedstawili. Dwójka szmuglerów, która nieraz pomogła jej jeszcze na bayou.
Nie karciła ich, broń Boże, w końcu nie do niej należało ocenianie pracy dwójki złodziei. W zasadzie, gdyby nie Bractwo, w ogóle nie mogłaby się z nimi spotykać…
- A żebyś wiedziała! – powiedział Roussillon, wołając o kolejne piwo. – Ty też zapewne niedługo popracujesz.
Aveline uniosła brwi. Pierwsze słyszała, aby to złodzieje mieli dla niej jakieś zlecenie. Elise westchnęła i Asasynka zaczęła zastanawiać się czy z rozczarowania przez zachowanie kompana, czy też coś ją gnębiło. A może jedno i drugie.
- Oui, Aveline - powiedziała zrezygnowana Elise. – Mamy do ciebie prośbę…
- Wymagającą finezji, umiejętności i odpowiednich argumentów – odezwała się trzecia osoba, której Aveline na początku nawet nie zauważyła. Odwróciła wzrok w tamtą stronę i uśmiechnęła się, rozpoznając postać Lisa. Nie zdążyła się przywitać, bo La Volpe kontynuował: - Od niedawna na naszym terytorium pojawił się złodziej. Nie chce słyszeć o współpracy, a jego dalsze… występy, mogą nam przysporzyć kłopotu.
- I mam go przekonać, aby do was dołączył – dokończyła za Lisa.
- Nie – Volpe pokręcił głową. – Wystarczy, jeśli dołączy do ciebie.
Aveline uniosła brwi, a później spojrzała na Elise. Rozumiała, co La Volpe ma na myśli. Aczkolwiek zdecydowanie bardziej wolałaby nie.
~ * ~
Minęły dwa tygodnie, nim Aveline listownie dostała rysopis i miejsce, w którym lubi przebywać niepokorny złodziej. Najczęściej przebywał tam w okolicach weekendu, czemu się nie dziwiła, bo wielu ludzi wystawiało się wręcz jak na tacy. Siedząc przed lustrem i malując twarz, by uzyskać efekt kocich oczu, zastanawiała się, co ona w zasadzie robi ze swoim życiem. I dla kogo. Dla jakiej sprawy. Dla byle złodzieja stroi się… jak już dawno tego nie robiła.
No właśnie. Ostatnio podobnie ubierała się w Nowym Orleanie, gdy próbowała uwodzić kapitana pewnego statku, aby wyciągnąć od niego parę informacji o swoim celu. A teraz… Cóż. Baw się, Aveline.
Wsiadając do taksówki, była jeszcze pod wrażeniem tego, jak luźno czuje się w ubraniach. Ubrała w końcu przylegającą do ciała niebieską sukienkę, do tego dorzuciła czarne szpilki i torebkę na srebrnym łańcuszku. Czarne włosy przerzuciła na lewą stronę, uszy ozdabiając srebrnymi nausznicami przypominającymi smoka. W drodze do lokalu podkreśliła jeszcze usta czerwoną szminką, a później, rzucając kilka banknotów, wysiadła.
Trochę minęło nim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej w lokalu. Tylko mrugające barwne światła sprawiały, że cokolwiek było tutaj widoczne. Jakimś cudem dopchała się do baru i zamówiła dla siebie drinka. Już oczekując na swoje zamówienie, zaczęła się rozglądać i szukać go… w całym tłumie raczej było to jak szukanie igły w stogu siana.
UsuńAle jednak. Trochę minęło, nim go zauważyła. Zdążyła dopić jednego drinka i dostała już drugiego. Uśmiechnęła się sama do siebie, gdy zauważyła go przy barze, trochę dalej od siebie. Podsunęła barmanowi kolejne banknoty i odeszła w jego stronę.
Delikatnie przejechała opuszkami palców po jego plecach, aby w ogóle zauważył, że ktoś do niego podszedł. Nie mógł jej zignorować, skoro aż tak się dla niego wystroiła.
- Wyglądasz na stałego bywalca – odezwała się, podchodząc na tyle blisko, aby mógł ją usłyszeć. – Nie zechciałbyś wprowadzić tak zagubionej dziewczynki jak ja w ten szalony świat? – puściła mu zalotnie oczko, łapiąc między wargi słomkę i upijając łyk swojego drinka.
Spróbuj tylko mnie odtrącić lub zignorować – dodała w myślach. Spróbuj tylko…
Aveline
-Podziemnego imperium...-Ezio udał zamyślenie. W rzeczywistości jednak nie musiał myśleć zbyt długo, nie było sensu forsować sobie szarych komórek czymś, co było oczywiste i jasne jak gorące słońce o południu nad opactwem San Maggiore. Uśmiechnął się lekko, po czym podszedł jeszcze bliżej. Zdjął z głowy kaptur, pozwalając, by jego krucze włosy zmoczył deszcz, a blada jak u ducha twarz, okolona trzydniowym zarostem, zapadła w pamięć Brynjolfa. Zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuń-Obawiam się, że zrujnuję twoje wyobrażenia. Nie stoi przed tobą napalony gówniarz, ale wielki mistrz asasynów...który ze swej strony może zapomnieć o kradzieżach, których będziesz się dopuszczać wraz z towarzyszami w mieście. Sprawiedliwość jest względna i łatwo o niej zapomnieć, kiedy w grę wchodzi wyższy interes.
To rzekłszy, pogrzebał w kieszeni. Towarzyszyły temu zmarszczone brwi, niechętne pomruki pod tytułem "...gdzie ja to podziałem?". Wreszcie znalazł to, czego szukał - a był to nóż asasynów, zwykłe ostrze, jakie nosił byle nowicjusz. Rzucił nim tak, aby wbiło się w ścianę, nieco na prawo od głowy Brynjolfa - nie za blisko jednak. Uśmiechnął się lekko.
-Uznaj to za początek...współpracy-mruknął, po czym znów nasunął sobie na głowę kaptur. Ponieważ lało coraz potężniej, kichnął. -Znasz jakieś miejsce, gdzie możemy pójść? Osobiście zawlókłbym cię teraz do Rosa in Fiore na panienki (na mój koszt, oczywiście) i tam byśmy pogadali, ale burdel na drugim końcu miasta nie brzmi zbyt fascynująco w taką pogodę.
Mówił to wszystko spokojnie, wyważonym barytonem, poważnym i z dość dużą dawką namysłu - jak profesjonalny biznesmen, który wie, czego chce i potrafi to wyegzekwować od odpowiednich osób, a także umie rozmawiać o interesach. Serio, ciągnąć mężczyznę przez ulice i uliczki do madonny Solari mu się nie uśmiechało...Nie trzeba było trzydziestu czterech lat doświadczenia, aby zrozumieć, że w tym tempie nabawi się jednak anginy.
Nogi mu może nie posłużą-ironizował w myślach, przyglądając się Brynjolfowi.Taki stary dziadunio reumatyzmu może dostać na środku drogi, a wtedy co? Mam go może podnieść jak dobry harcerz i wlec cały kawał do madonny Solari? Nie jestem aż tak dobroczynny!
Ezio
Ach, więc jednak się udało. Uśmiechnęła się do siebie w myślach. Pierwszy sukces właśnie został odniesiony – złodziej zauważył ją, nie zignorował i – jak mogła się domyśleć po wzroku, który rozpoznałaby zawsze i wszędzie, u każdego mężczyzny – spodobała mu się. Więc pierwszy krok zrobiony.
OdpowiedzUsuńPrzysiadła się więc śmielej do niego, zakładając teatralnie nogę na nogę. Chciała być chodzącym seksem, obok którego żaden mężczyzna przejść obojętnie nie może. Później… cóż, później wystarczy wzbudzić w nim zazdrość, gdy już zacznie traktować ją jak swoją zdobyć.
Mężczyźni to łowcy. Uwielbiają gonić za zwierzyną, tropić ją, a kiedy już myślą, że ją mają – ta znów im ucieka, co dodaje im jeszcze więcej zapału do kontynuowania swoich łowów. Aveline, jako jedna z nielicznych przedstawicielek kobiet w Bractwie, musiała trochę znać się jednak na mężczyznach i ich preferencjach…
A instynkt podpowiadał jej, że z nim właśnie tak może być.
Traf jednak chciał, że złodziej, mimo iż doceniał piękno i wdzięk kobiety, zachowywał ostrożność i ugodził ją całkiem niezłą ripostą. Szczwany. I inteligentny. Musiała przyznać.
Będzie świetnym kontaktem w mieście. I zdobędzie go, choćby miała stanąć na rzęsach. Albo wylądować z nim w łóżku, kupując sobie tym samym jego lojalność. Cokolwiek prędzej się stanie.
Uśmiechnęła się do niego, stawiając szklankę z drinkiem na ladzie baru.
- Punkt dla ciebie, mon cher - powiedziała czule. – Prawdą jednak jest, że nie bywam w takich miejscach i nie do końca rozumiem, jak to wszystko działa… - zaczęła sunąć palcami po jego ramieniu ku torsowi, tak dla czystej zabawy. – Chciałabym, aby ktoś wprowadził mnie w ten świat. – Przysunęła się bliżej niego, palcami chwytając go za podbródek i lekko przyciągając go ku sobie. Tym samym ich twarze znalazły się dość blisko siebie, co wytwarzało tylko kuszące napięcie między dwójką rozmówców. – A ty… według mnie, nadajesz się najlepiej ze wszystkich. Jestem pewna, że tego nie pożałujesz… - Puściła mu oczko, po czym oblizała lubieżnie dolną wargę.
Skrzywił się lekko, słysząc o kanalizacyjnej podróży do cudzego domu, grymas ten szybko jednak znikł z jego twarzy. Przyzwyczaił się do podziemi, ich brudu, mroku, szczurów galopujących pomiędzy nogami, jak również i do walki w takich ciemnościach - wszak to właśnie podziemiami Monteriggioni młody Auditore uciekał wraz z matką i siostrą przed templariuszami, pozostawiając wujowi Mario całą walkę. Na myśl o tym westchnął. Auditore nie uciekają przed wyzwaniami. Gdyby był sam, bez kobiet, stanąłby do walki u boku brata swojego ojca i wszystko byłoby jak należy. Jednak w grze były zgwałcona przez wrogów, załamana śmiercią bliskich Maria i głupiutka, młoda Claudia...Nie, nie mógł ich zostawić na woli bożej i wracać do wuja, musiał wraz z nimi uciekać i walczyć z Vierim i wrogami. Kiwnął lekko głową z aprobatą, zadowolony. We Florencji był La Volpe, tutaj będzie ten człowiek...Miło było znaleźć analogie między przeszłością a teraźniejszością.
OdpowiedzUsuń>-Prowadź więc, signor...chyba nie przedstawiłeś mi się w żaden sposób? Dziwnie nie wiedzieć, z kim nawiązuje się współpracę - uśmiechnął się lekko, z ironią. Kiedy tamten zszedł w kanały, Ezio podążał spokojnie za nim. Uwagi o błyskotkach i inne zignorował, nie było sensu tłumaczyć zbyt wiele komuś, kto i tak tego nie pojmie.
Aveline mogłaby udawać zaskoczoną i oburzoną wprawną kradzieżą kolczyka, ale… po co? Gra ze złodziejem, którego miała przed sobą, przypominała spacer na lodzie. Musiała być bardzo ostrożna, aby nie nadepnąć za mocno, i nie w to miejsce, w które powinna, aby nie wpaść.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się więc jedynie, odsuwając na nieco bezpieczniejszą odległość. Odpięła również i drugi kolczyk, i rzuciła go na blat baru.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że chcesz przymierzyć, cheri d’amour. Jestem życzliwą osobą – odparła i raz jeszcze upiła spory łyk swojego drinka, dopijając go do końca. – Doszły mnie słuchy, że jesteś bardzo wyjątkowym mężczyzną – kontynuowała, stawiając szklankę na blacie i uśmiechając się kusząco. Dłonią dotknęła jego kolana, aby za chwilę zacząć sunąć nią po jego udzie coraz wyżej, i wyżej… po wewnętrznej stronie uda, wciąż wpatrując się głęboko w jego oczy. – Chciałabym poznać wszystkie twoje tajemnice, mon tresor. W zamian… - nachyliła się do jego ucha, wędrując dłonią jeszcze wyżej – ja podzielę się z tobą swoimi…
Zaśmiała się krótko i zabrała dłoń, którą przed momentem złapał. Skoro tak wolał się bawić, niech będzie – show musi przecież trwać. Obróciła się do niego bokiem, przedramionami tak jak i plecami opierając się o blat baru.
OdpowiedzUsuń- Skoro wolisz zrezygnować z przyjemności, zagram więc na twoich zasadach – odparła, już nieco poważniej. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Mężczyzna przed nią nie był napalonym półgłówkiem, jak większość przedstawicieli jego płci, więc lepiej było przejść od razu do interesów. – Jestem Aveline de Grandpre. Nie zdziwię się, jeśli powiesz mi, że pierwsze słyszysz takie nazwisko, chociaż… - spojrzała na niego kątem oka – złodziej zapewne zna każdego w tym mieście. W każdym razie kilku przyjaciół doniosło mi, że postanowiłeś dołączyć do zabawy, ale nie chcesz stosować się do przyjętych zasad. Jak wiemy oboje doskonale, jednostka nie zmieni wszystkich przyjętych reguł, ale reszta dzieci może się nowego grającego… pozbyć. – Zamknęła na moment oczy i zamilkła. Zabrzmiało to może trochę jak groźba, ale… tak właśnie miało zabrzmieć. Nawet jeśli złodziej sądził, że Aveline nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia.
Nawet nieuzbrojony Asasyn był sam w sobie bronią bardzo potężną. Lepiej mieć go po swojej stronie niż przeciwko sobie. I Templariusze o tym doskonale wiedzieli.
Ale ten tutaj mężczyzna Templariuszem nie był. I akurat tego mogła być pewna. Wyciągnąłby broń albo uciekłby na samo brzmienie jej nazwiska. Ba, na samym początku już by go tutaj nie było.
- Ale na pewno zgodzimy się w jednym. Szkoda jest pozbywać się czystego zysku. Szkoda by było stracić tak utalentowanego człowieka, który potrafił okraść mnie z własnych kolczyków. Niezbyt wartościowych, ale nadal fakt pozostaje faktem. – Westchnęła głęboko. – I, jak się możesz domyślić, nie jest to jedna z propozycji do odrzucenia. Przemyśl to.