James Earl Cash
26 czerwiec 1969 (Czas akcji gry: 2003) | "Człowiek do zadań specjalnych" w Cybernatorze
Manhunt
26 czerwiec 1969 (Czas akcji gry: 2003) | "Człowiek do zadań specjalnych" w Cybernatorze
Manhunt
W głębi duszy Cash niejako odetchnął z ulgą gdy dowiedział się, że istnieje coś więcej poza światem gry z której pochodzi. "Manhunt" to nie jest produkcja, gdzie istnieje takie coś jak nadzieja czy odpoczynek - to brutalny świat żyjący w rytm zasady "Zabij albo zostań zabitym". Miejsce, gdzie czeka cię ciągła walka z nieobliczalnymi wariatami jeśli znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
Bo kto normalny wymyśla fabułę opierając ją na tworzeniu snuff filmów, gdzie głównym motorem napędzającym oglądalność są "sceny ostatniego tchnienia"? Co za popapraniec projektuje Reżysera czerpiącego bardzo wątpliwą, erotyczną przyjemność i kasę z kręcenia filmów z autentycznymi scenami zabójstw oraz brutalnych egzekucji? Jaki zwyrodniały mózg wrzucił na papier gangi pełne pedofilów, pijanych zboczeńców w kieckach, narkomanów, sadystów, satanistów i rasistów? Kto zaprojektował pożerającego ludzkie mięso i noszącego głowę świni Piggsy'ego?
Bo kto normalny wymyśla fabułę opierając ją na tworzeniu snuff filmów, gdzie głównym motorem napędzającym oglądalność są "sceny ostatniego tchnienia"? Co za popapraniec projektuje Reżysera czerpiącego bardzo wątpliwą, erotyczną przyjemność i kasę z kręcenia filmów z autentycznymi scenami zabójstw oraz brutalnych egzekucji? Jaki zwyrodniały mózg wrzucił na papier gangi pełne pedofilów, pijanych zboczeńców w kieckach, narkomanów, sadystów, satanistów i rasistów? Kto zaprojektował pożerającego ludzkie mięso i noszącego głowę świni Piggsy'ego?
Wśród tego wszystkiego znalazł się on - James Earl Cash. Kryminalista o pseudonimie "Cut-Throat" i były członek groźnego gangu, w którym, według pogłosek, piastował pozycję mordercy na zlecenie. Człowiek, który porzucił rodzinę po tym, gdy policja San Andreas zaczęła węszyć i szukać sprawcy wszystkich brutalnych aktów mordu jakich się dopuścił. Pech chciał, że go złapali, umieścili w więzieniu i trzy lata później wydali wyrok śmierci.
Jeszcze większe nieszczęście, że głównodowodzącym wtedy był niejaki reżyser Lionel Starkweather, który przekupił władze więzienne i uśpili Casha zamiast go ostatecznie zlikwidować.
Mężczyzna obudził się w zamkniętej części Carcer City, gdzie dowiedział się, że został aktorem nowego filmu przygotowanego przez rzutkiego, chorego reżysera. Miał zabijać, by dostarczyć krwawej i możliwie jak najbardziej fetyszystycznej rozrywki bogatym, japońskim biznesmenom.
Starkweather nie ułatwiał jednak tego zadania, wypuszczając coraz to nowe pokrzywione mordy z własnego arsenału, które miały "wzbogacić" wachlarz egzekucji Casha o nowe zabawki.
Produkcja potoczyła się na jego korzyść - zamordował Starkweathera, przeżył i zniknął z ulic Carcer City.
Gdzie?
Do Cybernatora, gdzie nikt jednak nie zapomniał o charakterze, przeszłości i komputerowej roli Casha. Skoro nikt nie zamierzał tego zrobić, czemu on miał? Zamiast odpoczynku postanowił zostać "specjalistą od spraw wyjątkowych" jak lubi to określać. Jeśli Mario będzie potrzebował kogoś, by skutecznie odebrać kasę od dłużników czy Michael de Santa pomocy przy obrabowaniu banku - Cash to doskonały człowiek na odpowiednim stanowisku.
Skuteczność Casha z całą pewnością płynie z jego beznamiętnej i obojętnej natury, a także odwagi w stawianiu czoła coraz to nowym wyzwaniom. Nie do końca jednak można mu odmówić jakichkolwiek ludzkich emocji - gdy jego rodzina została porwana i zamordowana przez Starkweathera żałował ich i wpadł w czystą furię. Pomimo tego, że ci nie pojawili się nigdy w więzieniu i nie chcieli mieć nic wspólnego z groźnym przestępcą, który potrafił zabić mając w rękach tylko foliową siatkę. Pomimo ewidentnej brutalności, Cash nigdy nie skrzywdził kogoś ewidentnie niewinnego. Jest raczej "dobrym" niż "złym" przestępcą, starając się powstrzymać tylko tych ludzi, którzy dybią na jego życie. Nie jest też niepotrzebnie wulgarny.
Mężczyzna nie jest w żaden sposób skrzywiony psychicznie, ale posiada coś w rodzaju "umysłu kryminalisty", co jest powodem dlaczego zabijanie było dla niego takie łatwe. Nie torturuje, choć to co widać było w grze mogło świadczyć inaczej.
Nie ukrywa jednak, że jego dość nieprzyjemna rola w produkcji Rockstar Games spłynęła po nim jak po kaczce. Do tego po prostu został stworzony.
Jeszcze większe nieszczęście, że głównodowodzącym wtedy był niejaki reżyser Lionel Starkweather, który przekupił władze więzienne i uśpili Casha zamiast go ostatecznie zlikwidować.
Mężczyzna obudził się w zamkniętej części Carcer City, gdzie dowiedział się, że został aktorem nowego filmu przygotowanego przez rzutkiego, chorego reżysera. Miał zabijać, by dostarczyć krwawej i możliwie jak najbardziej fetyszystycznej rozrywki bogatym, japońskim biznesmenom.
Wszystko to za cenę "domniemanej" wolności.
Produkcja potoczyła się na jego korzyść - zamordował Starkweathera, przeżył i zniknął z ulic Carcer City.
Gdzie?
Do Cybernatora, gdzie nikt jednak nie zapomniał o charakterze, przeszłości i komputerowej roli Casha. Skoro nikt nie zamierzał tego zrobić, czemu on miał? Zamiast odpoczynku postanowił zostać "specjalistą od spraw wyjątkowych" jak lubi to określać. Jeśli Mario będzie potrzebował kogoś, by skutecznie odebrać kasę od dłużników czy Michael de Santa pomocy przy obrabowaniu banku - Cash to doskonały człowiek na odpowiednim stanowisku.
Skuteczność Casha z całą pewnością płynie z jego beznamiętnej i obojętnej natury, a także odwagi w stawianiu czoła coraz to nowym wyzwaniom. Nie do końca jednak można mu odmówić jakichkolwiek ludzkich emocji - gdy jego rodzina została porwana i zamordowana przez Starkweathera żałował ich i wpadł w czystą furię. Pomimo tego, że ci nie pojawili się nigdy w więzieniu i nie chcieli mieć nic wspólnego z groźnym przestępcą, który potrafił zabić mając w rękach tylko foliową siatkę. Pomimo ewidentnej brutalności, Cash nigdy nie skrzywdził kogoś ewidentnie niewinnego. Jest raczej "dobrym" niż "złym" przestępcą, starając się powstrzymać tylko tych ludzi, którzy dybią na jego życie. Nie jest też niepotrzebnie wulgarny.
Mężczyzna nie jest w żaden sposób skrzywiony psychicznie, ale posiada coś w rodzaju "umysłu kryminalisty", co jest powodem dlaczego zabijanie było dla niego takie łatwe. Nie torturuje, choć to co widać było w grze mogło świadczyć inaczej.
Nie ukrywa jednak, że jego dość nieprzyjemna rola w produkcji Rockstar Games spłynęła po nim jak po kaczce. Do tego po prostu został stworzony.
I tak nauczył się żyć, choć z tyłu głowy ciągle kłuje go myśl - może warto zacząć wszystko od nowa, skoro powstało coś takiego jak Cybernator? Może warto przełamać rolę narzuconą mu z góry niczym szmacianej kukiełce w teatrze?
Pytanie - czy zbyt mocno nie złączył się ze swoim wirtualnym "ja", by oddzielić prawdziwego siebie od roli?
_______
Zapraszam do wątków! :)
Dlaczego Cash? Bo w gruncie rzeczy odkąd przechodzę Manhunta ta gra zaskakuje mnie coraz bardziej, a James jest naprawdę ciekawą postacią, choć dość mocno tajemniczą.
Może ktoś potrzebuje "człowieka do zadań specjalnych"?
W imieniu zalinkowana fanowska produkcja idealnie odwzorowująca co za chore szity są w tej grze.
[Chciałam napisać coś zajeświetnie błyskotliwego, ale nie umiem. :D Sama już nie wiem, co mam sądzić o Jamesie, Aveline pewnie będzie tak samo zmieszana, jak i ja. Mimo wszystko myślę, że połączenie dwóch charakterów jak James i Aveline może dać naprawdę ciekawy, wybuchowy wątek. :D
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy, oczywiście. ;)]
Aveline
[Mogłoby być wtedy dość ciekawie. :D Kto by zlecił "pozbycie się" Asasyna to zostawiłabym Tobie, będzie lepiej, jeśli nie będę miała o tym pojęcia. :D
OdpowiedzUsuńTylko powiedz mi, jak mogłoby wyglądać morderstwo (albo przynajmniej pozostawione/ukryte zwłoki) albo jaki błąd mógłby popełnić James, że rzuciłby na siebie cień podejrzeń. Dalej sama bym coś wymyśliła. :D]
Aveline
Siedziała przy barze, przy nieruszonym drinku kupionym tylko po to, aby nikt się nie czepiał, że przyszła tutaj po nic. Siedziała i stukała palcami o blat. Najwidoczniej na kogoś czekała, aczkolwiek nie przeszkadzało to niektórym mężczyznom, aby podejść i spróbować zagadać. Czuła wręcz odrazę, gdy próbowali ją podrywać, twierdząc, że ten, na kogo czeka, już nie przyjdzie.
OdpowiedzUsuńAleż przyjdzie i Aveline była tego pewna. Tylko zjawi się w odpowiednim, najbardziej dogodnym dla siebie momencie.
W pewnym momencie dostrzegła go pośród tłumu. Jakże mogłaby go nie poznać. Mężczyzna widocznie starszy od niej poruszał się zgrabnie pośród przepychających się w stronę parkietu ludzi. Na głowę naciągnął kaptur, leczy zupełnie inny od tego, który widoczny był u członków Bractwa. W pewnym momencie przystanął w pewnej odległości od niej. Nawiązał kontakt wzrokowy przez parę sekund, a później zaczął się wycofywać. Dla Aveline był to jasny znak. Upiła łyk drinka, zostawiła kilka brzęczących monet na barze i podążyła za nim.
Lis prowadził ją w stronę tylnego wyjścia z klubu, tam, gdzie raczej nikt trzeźwy im przeszkadzać nie będzie. Miał rację, w tłumie jeszcze ktoś mógłby usłyszeć to, co ma jej do przekazania. Gdy otworzyła drzwi, mężczyzna stał już oparty o ścianę, z ramionami skrzyżowanymi na torsie i nisko opuszczoną głową. W ten sposób nie dało się nawet dostrzec jego twarzy.
Zamknęła drzwi za sobą i powoli zeszła po schodach w jego stronę.
~ * ~
Tamten dzień był dziwnie spokojny. Żadnych wezwań, żadnych naruszeń prawa, żadnych donosów. Samo to już wywoływało w Aveline niepokój. Wyskoczyła wtedy na moment do piekarni, aby kupić do kawy rogaliki z nadzieniem orzechowym, które szczerze uwielbiała. Traf chciał, że sklep, który lubiła ze względu na jakość, znajdował się w nieopodal najgorszej dzielnicy miasta. Naprawdę, jakim sposobem się utrzymywał? Z czystej troski Aveline proponowała właścicielowi, aby przyniósł interes w nieco bezpieczniejsze miejsce, ale on tylko kręcił głową.
Z drugiej strony, łatwo jej było mówić. Jeśli nie miał pieniędzy, z całą pewnością nie był w stanie się przenieść. Albo też i po prostu nie chciał.
Po pożegnaniu się i wyjściu, wpadła na nią grupka rozwrzeszczanych dzieciaków. Były widocznie spanikowane, skoro jedno z nich ledwie odciągnęła od ulicy, ratując tym samym i jego od wpadnięcia pod samochód, i kierowcę od nagłego hamowania. Zresztą był na tyle blisko, że po prostu by nie zdążył.
To od nich dowiedziała się o ciele porzuconym w opuszczonej fabryce, gdzie chciały bawić się w chowanego. To one były pierwszymi – i jedynymi świadkami. Czyli śledztwo już od samego początku zostało spisane na porażkę.
Sekcja zwłok wykazywała wiele obrażeń wewnętrznych, ale nie trzeba było być geniuszem, aby się tego w tym przypadku domyślić – ciało mężczyzny było dosłownie zmasakrowane, jakby ten człowiek wpadł przypadkiem w ręce szaleńca, kogoś, komu przyjemność sprawia zadawanie bólu i cierpienia.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Aveline go znała. Znało go Bractwo. Więc… nie mogła po prostu przyjść obok czegoś takiego obojętnie.
~ * ~
Wargi Lisa rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu. Szczerze powiedziawszy – nigdy nie zauważyła, aby uśmiechał się szczerze. Przynajmniej nie robił tego przy niej.
W końcu łączyły ich jedynie interesy.
- W mieście jest mężczyzna, który zasłynął już z brutalnych morderstw – powiedział jej tylko. – Cut-Throat z całą pewnością jest dobrze znany policji. Przynajmniej… ze słyszenia.
Aveline
(Raz jeszcze dziękuję za powitanie! <3 Co prawda nie mam zielonego pojęcia, jak Cut-Throat...znaczy się czekaj, mam pojęcie, ale nie mam jak zmieścić go w limicie. Niemniej jednak zapamiętam, żeby po zwolnieniu się limitów zmieścić Jima Casha w wątkach! I nawet wiem, jak miałoby to wyglądać. Otóż Altairek nająłby go do brudnej roboty i kazał kogoś zabić, potem może...może...zlecenie by nie wyszło, Jim przyszedłby do Altka z info o tym, z prośbą o czas czy coś, a ten by go dźgnął w brzuch. Bum - okazuje się, że Cash przeżył, ale musi wykonać inne zlecenie xD Takie zagranie jak u Al-Mualima, kiedy 'zabił'Altaira za karę za akcję w świątyni Salomona. Co Ty na to? )
OdpowiedzUsuńAltair
(Spoko, zapamiętam xD Skoro zmieniłam postać z Altaïra na Ezia, to tym samym wcześniejszy pomysł jest, niestety, nieaktualny. Jeśli masz jakiś, proponuj śmiało! Ezio właśnie miał się NIE odnaleźć, taki miałam na niego zamysł! Dzięki za miłe słowa :))
OdpowiedzUsuńEzio Auditore da Firenze
Najbardziej zapuszczone, cieszące się złą sławą dzielnice Cybertronu nie były miejscem, do którego udałaby się postać z zamiarem szerzenia dobra i pokoju na świecie, nawet irytujący Strażnicy Stendara daliby sobie spokój z walką z mrocznymi pomiotami wśród najbardziej zepsutych postaci z gier. Jedynym zagrożeniem w tym jakże uroczym miejscu były nieliczne służby porządkowe, z przymusu patrolujące ulice. Dla wprawnego złodzieja jakim był Brynjolf te tchórzliwe cybernetyczne twory nie stanowiły większego problemu. Po cichu, niczym prawdziwy szczur przemieszczał się po ciemnych stronach ulic, unikając chociażby najmniejszego błysku światła. Nie był specjalnie religijny, zwłaszcza od momentu, w którym dowiedział się, że Nocnica jest tylko wytworem wyobraźni kogoś jeszcze potężniejszego, jednak czasami zdarzało mu się faktycznie uwierzyć w jej opiekę. Cienie zdawały się podążać za Słowikiem dając mu schronienie przed wścibskimi oczyma innych. W tę zimną noc, nieprzyjemną noc czuł się jak w Skyrim podczas lata. Lodowate powietrze, muskające jego twarz, wbijające się w nozdrza przynosiło przyjemny chłód, którego bardzo często brakowało w tym mieście. Ta pogoda była idealnym usprawiedliwieniem dla skórzanej zbroi złodzieja, zapewniającej ochronę przed zimnem, nie wspominając już o sporej ilości kieszeni, pomagających zarobić cechowym sposobem.
OdpowiedzUsuńNord zatrzymał się na końcu ślepego zaułka, delikatnie dotykając opuszkami palców podniszczonych cegieł. Prędko znalazł wdrążenia umożliwiające mu wspinaczkę na szczyt budowli. Robił to tak bezszelestnie, że nawet malutkie odłamki cegieł bezszelestnie oddzielały się od reszty, bezgłośnie opadając na szary, brudny chodnik. Dosłownie wskoczył na sam ‘’szczyt’’ średniej grubości mur, rozglądając się na boki. Po lewej powinna czekać na niego stalowa drabina. Przecież nie przyszedł za wcześnie. Dla pewności spojrzał za siebie, szukając wzrokiem ogromnego zegara, na którym jasno widniała godzina. Pięć po dwudziestej czwartej, idealnie w czas. Co do sekundy. Przez chwilę nie rozumiał co poszło nie tak. Sten zazwyczaj był punktualny, robił wszystko jak należy a każde spotkanie było trzymane w absolutnej tajemnicy. Nikt nie wiedział o ich małym układzie, dla obopólnej korzyści. Właściciel burdelu nie cieszył się zbytnim szacunkiem wśród wpływowych osób, dla których pracował Bryn, ale to właśnie ten człowiek potrafił załatwić idealnie sprawy paserskie dla rudowłosego. Walizki pieniędzy wymieniał na worki klejnotów, które można było bez problemu sprzedać w Skyrim , a kiedy trzeba było zdobyć trochę grosza dla siebie, Sten potrafił sprzedać każde cenne dobro. To był rzadki talent, który niestety uczynił go zbyt pewnym siebie. Istniała niewielka szansa, że postanowili już pozbyć się pasera już teraz. Zdecydowanie zbyt wcześniej, przynajmniej dla pewnego złodzieja, który teraz zastanawiał się jak dostać się do gabinetu, gdzie znajdowała się odpowiedź. Powoli stanął na równe nogi, po czym podszedł do krawędzi budynku. Zaczął przyglądać się ścianie, co w panującym aktualnie mroku nie zdało się kompletnie na nic. Przejechał dłonią po chłodnej powierzchni. Niestety nie wyczuł jakiś wgłębień, które umożliwiłyby mu wspinaczkę na szczyt. Wypuścił cicho powietrze a z rozchylonych ust ulotnił się zimny oddech, świadczący o niskiej temperaturze otoczenia.
Po krótkim namyśle Nord, wyjął z kabury oraz cholewki dwa ebonowe sztylety. Spojrzał w górę, do okna miał niecałe trzy metry, nie była to jakoś specjalnie duża odległość, także zagrożenie uszczerbku na zdrowiu nie było zbyt wielkie, a raczej nie potrwa zbyt długo jeżeli się spręży. Nie chciałby wylądować w łóżku, z niezdolną do chodzenia nogą przez pasera, nawet najlepszego w tym mieście. Nikt nie wiedział kiedy Zender postanowi ponownie zagrać w grę, do której należy co automatycznie przywracało Cię do zdrowia. Sprawa mogła nie być warta ryzyka, ale cóż. Nie po to przeszedł pół miasta, chowając w kieszeniach sporawe rubiny, żeby teraz zostać odprawionym z kwitkiem. Wbił sztylety w zatynkowaną szparę między cegłami, rozpoczynając tym samym wspinaczkę do okno, przez które miał się dostać do Stena. Powoli i precyzyjnie wbijał ostrza coraz wyżej, zapierając się stopami. Monotonne, nudne zajęcia, które trwało kilka naprawdę długich minut i wiele wysiłku. Ostrożnie ułożył broń przy samym oknie, po czym usiadł na parapecie. Schował broń, spoglądając na pomieszczenie.
UsuńNa twarzy rudowłosego momentalnie wstąpił grymas niezadowolenia. Dosłownie rozpaćkany Sten należał raczej do tych obrzydliwych widoków, które chciałoby się wyrzucić natychmiast z pamięci. Zaraz po krwawej papce pasera w gabinecie dało się dostrzec czyjąś sylwetkę, której jasne ubranie brudziła spora plama, w mroku ciężko było odróżnić kolory, jednak łatwo można było się domyśleć, iż za szkłem stoi morderca właściciela burdelu.
No to się wkopałem… Pomyślał, zastanawiając się co teraz należałoby zrobić.
Brynjolf